Strona główna > Z dala od klawiatury > Adopcyjne przykrości
Kategorie
Z dala od klawiatury

Adopcyjne przykrości

Adopcja, a właściwie przysposobienie dziecka, sama w sobie nie jest przykrością. Co prawda jest to trudny czas, ale może on przynieść dużo radości. Tak też jest w przypadku naszego przysposobienia Jasia i podobnie u wielu rodziców biologicznych. Natomiast w naszym przypadku dochodzą przykrości, z którymi musimy się zmierzyć, a niekoniecznie dotyczą rodziców biologicznych.

Jaś
Jaś

Etykietowanie

Zaledwie kilka dni po objęciu opieką Jasia spotkała nas pierwsza przykrość, gdy po raz drugi poszliśmy z nim do naszej przychodni. Opisałem to już we wpisie „Odnaleziony puzzel – Jaś„, ale tu powtórzę. Od razu na wejściu, gdy się przedstawiliśmy, lekarz wyskoczył z tekstem na cały głos „to ten adoptowany”.

Tak, Jaś jest adoptowany i tego nie ukrywamy. Jest jednak naszym dzieckiem i jest to przykre, że już na wstępie naszej adopcyjnej drogi została Jasiowi przyklejona łatka dziecka adoptowanego. Wiemy jednak i jesteśmy na to przygotowani, że będzie się to ciągnęło długo, a najgorzej może być w placówkach oświatowych.

Rady i pouczanie

O ile rady, o które się kogoś poprosi mogą być wartościowe, to inaczej jest w przypadku tych nieproszonych. W szczególności dotyczących dzieci przysposobionych. Mam na myśli na przykład teksty w stylu „nie noś tyle dziecka na rękach, bo się przyzwyczai”, „dziecko powinno spać w swoim łóżeczku”, czy „dziecko powinno pójść do przedszkola, żeby nie zdziczało”. W końcu powinniśmy słuchać się osób, które wychowały dwoje, czy więcej dzieci, więc mają doświadczenie, z którego powinniśmy korzystać.

Niezależnie od tego, czy się jest rodzicem biologicznym, czy adopcyjnym, to dziecku potrzebna jest bliskość i to przede wszystkim rodziców. W przypadku rodzin biologicznych ta bliskość kształtuje się już, gdy dziecko jest w brzuchu mamy. Wtedy też tworzy się więź, którą później warto zaopiekować, choć nie wszyscy o tym pamiętają.

Trochę inaczej jest w przypadków rodziców adopcyjnych. Tu trzeba wypracować więź, między innymi przez bliskość. Dlatego ważne jest, aby tę bliskość zapewnić, gdy dziecko tego potrzebuje. Widzimy po Jasiu, jak dużo dało zapewnienie bliskości nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy – śpi między nami. Co prawda noszenie na rękach 15-16 kg dziecka jest męczące fizycznie, ale owocuje silną relacją.

Niestety często do osób, które twierdzą, że dają dobre rady, nie dociera to, że w rzeczywistości jest inaczej. I to jest przykre, w szczególności, gdy takimi osobami są nasi bliscy. To my przez długi czas szkoliliśmy się, jak zostać możliwie najlepszymi rodzicami adopcyjnymi i cały czas w tym kierunku się rozwijamy. Nie jesteśmy idealni, ale idziemy do przodu, a nie korzystamy z metod przekazywanych przez pokolenia.

Brak zrozumienia

Gdy zaczęliśmy się dzielić z naszymi bliskimi informacją o tym, że szkolimy się na rodziców adopcyjnych, w większości przypadków spotkaliśmy się z pozytywnymi reakcjami. Czasem był szok, czy niedowierzanie, ale to sporadyczne reakcje.

Zanim poznaliśmy Jasia, tłumaczyliśmy, jak przysposobienie wygląda, z czym się wiąże, czego trzeba będzie przestrzegać. To samo powtarzaliśmy, gdy już przekazaliśmy informację o poszerzeniu naszej rodziny o prawie czteromiesięcznego chłopca. Niby to, co przekazaliśmy było zrozumiałe i nikt nie widział problemu w ograniczeniach, które wprowadziliśmy – przykładowo, aby przy pierwszych spotkaniach nikt nie próbował brać Jasia na ręce, co jest ważne podczas budowania więzi.

Życie jednak pokazało, że pierwotne zrozumienie było tylko złudzeniem. Wielokrotne powtarzanie, że podczas spotkań potrzebny jest spokój, a nie chaos, nie pomogło. Do wielu osób nie dotarło, że takie małe dziecko może mieć traumę i może potrzebować pomocy specjalistów, dlatego jego zachowanie jest odmienne. Dla nich niemowlę to istota, która nic nie pamięta, nie ma świadomości i uczuć, więc jaki może być problem. Niektórzy nasze ograniczenia, które wielokrotnie tłumaczyliśmy, próbują obchodzić, nawet manipulacją, co jest mega słabe.

Z brakiem zrozumienia spotykamy się również w kwestii jedzenia. Jaś wymaga specjalnej diety, ponieważ ma skazę białkową, więc przygotowujemy mu odpowiednie jedzenie. Gdy jedziemy na jakieś spotkania, przygotowujemy termosy z obiadami dla niego, co czasem nie jest dobrze odbierane. Nawet proponowane są nam niby takie same dania, jakie przygotowaliśmy synkowi, ale zazwyczaj zawierają dodatki, których nasz synek nie może spożywać. No bo, jak kalafiora nie posmarować zasmażką z bułki tartej i masła. Wymyślamy.

Niestety, przyzwyczajenia są silniejsze od poszerzania wiedzy. Natomiast my jesteśmy dziwni i robimy krzywdę dziecku, nie dając mu takich przysmaków.

Bagatelizowanie

Już częściowo wcześniej napisałem o bagatelizowaniu pewnych rzeczy, ale chciałby wrócić do tego wątku. Jest to dosyć istotna sprawa, z którą musimy się mierzyć, chyba coraz częściej.

Odkąd w naszym życiu pojawił się Jaś, pierwszy raz to, co mówimy zostało zbagatelizowane przez pediatrę w naszej przychodni. Było to kilka dni po tym, gdy przywieźliśmy synka z Rodzinnego Domu Dziecka. Wydawało się nam, że Jaś nie toleruje mleka krowiego, ponieważ miał wzdęty brzuch i często wymiotował. Podzieliliśmy się naszą obawą z pediatrą, ale zostaliśmy zlekceważeni. To przykre, że osoba, która powinna pomóc, zbagatelizowała nasze przypuszczenia, zresztą słuszne.

Przez wiele osób niestety bagatelizowana jest dieta Jaśka. Niektórzy twierdzą, że to Jakieś wymysły, bo przecież każdy je to, czego nasz synek nie może. Są również osoby, które twierdzą, że jak raz lub trochę spróbuje, to nic się nie stanie. Niestety tłumaczenia, że to nieprawda i informowanie, jak zły wpływ miało spożywanie mleka krowiego na Jaśka, nie pomagają.

W przypadku składu produktów spożywczych spotkaliśmy się również nie wiem, czy ze sprawdzaniem nas, czy z niewiedzą, ale skoro Jasiek nie może pić mleka krowiego, to niech zje masło. Ewentualnie skoro nie może jeść mąki pszennej to niech zje kotleta w panierce z bułki tartej. Masakra.

Takie podejście do diety spowodowało, że wraz z żoną w głowie mamy już zakodowane, aby raczej nie ufać takim osobom, gdy próbują poczęstować Jaśka czymś, co teoretycznie mógłby zjeść. Nie chcielibyśmy, aby np. został poczęstowany kotletem mielonym z bułką pszenną, bo tak przecież jest w przepisie.

Inną kwestią, która przez wiele osób jest bagatelizowana, to sfera psychiczna dziecka. Niestety mimo tłumaczenia, jaki wpływ na dziecko ma ciąża, czy zerwanie więzi nadal nawet młode osoby w to nie wierzą. Dla nich dzieci nic nie pamiętają, więc o czym my mówimy. Powoli przestajemy z tym walczyć, a sami zaczynamy ignorować, to co mówią, choć jest to przykre.

Bagatelizowane sfery psychicznej jest jeszcze bardziej przykre, gdy takie podejście, jak wyżej opisałem, ma również psycholog dziecięcy. Jasiek już miał spotkanie z takim psychologiem, gdy skończył 1,5 roku. Przez trzy kolejne dni miał rozwolnienie, a następnie zaczął odtwarzać w domu to, co mu się nie udało na spotkaniu. Nie udało się, ponieważ psycholog nie dostosowała testu i czasu jego trwania do wieku dziecka. Jasiek bardzo to przeżył, ale udało się to ustabilizować.

Co nas czeka?

Nie wiem, co nas czeka. Natomiast z materiałów, które przerobiliśmy, czy spotkań z rodzinami adopcyjnymi wiemy, że najgorszy okres przed nami. Już teraz nie jest łatwo z prawie dwuletnim chłopcem. Jaś wymaga dużo uwagi, co starami się mu dać. Ciężko go zatrzymać w jednym miejscu, a do tego często nie panuje nad swoją siłą, a może nią zrobić krzywdę. My wiemy z czego to wynika i będziemy nad tym pracowali.

Trudniej czas pewnie będzie czekał na nas w szkole, gdy prawdopodobnie Jaś zostanie oznaczony jako „ten adoptowany” i być może „stwarzający problemy”, choć tak być nie musi. Czas pokaże, ale już się do tego przygotowujemy i próbujemy przygotować synka.

Decydując się na adopcję wiedzieliśmy, że adoptujemy dziecko i jego historię oraz rodzinę biologiczną. Niestety wielu osobom ciężko to zrozumieć. Dlatego dla niektórych jesteśmy dziwakami. Dla innych niepotrzebnie wymyślamy lub przesadzamy. Jest to bardzo przykre i krzywdzące, ale potrafimy sobie z tym poradzić.

W trudnościach, które spotykamy na szczęście nie jesteśmy sami. Korzystamy z wiedzy osób doświadczonych, pomocy ośrodka adopcyjnego, czy Punktu Diagnostyczno-Konsultacyjny Fundacji Rodzin Adopcyjnych. Mamy również kontakt z osobami nam bliższymi i dalszymi, które nas rozumieją i to tak szczerze, a nie dla pokazania się z lepszej strony – bo tak wypada.

Oceń wpis
[Maks.: 1 Średnia: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.