W przedostatni dzień naszej wakacyjnej podróży wstaliśmy dosyć wcześnie. Chcieliśmy szybko dojechać do czeskiego Liberca i tam spędzić dzień. W związku z tym zjedliśmy pożywne śniadanie, wypiliśmy kawę, spakowaliśmy się i ruszyliśmy na stację kolejową Szklarska Poręba Górna, a do przejścia mieliśmy spory kawałek.
Niestety do odjazdu pociągu mieliśmy już mało czasu, a poprzedniego dnia nie udało nam się wymienić złotówek na korony czeskie, ponieważ kantory były już zamknięte, więc moja żona poszła na dworzec kupić bilety Euro-Nysa, a ja pobiegłem do kantoru. Po kilkunastu minutach spotkaliśmy się na stacji. Na szczęście udało mi się dobiec kilka minut przed przyjechaniem pociągu.
Pociąg, który przyjechał, zarządzany był przez czeską kolej, więc znajdował się w nim czeski kierownik pociągu, ale nie było problemu z dogadaniem się z nim. Poza tym był bardzo miły. Sam pociąg składał się z dwóch małych wagonów. Oba czyste, przestronne i z dużymi oknami, przez które mogliśmy podziwiać piękne widoki. Co więcej, w wagonach były dostępne zadbane toalety, czego w polskich składach ciężko szukać. Dużym plusem było to, że u pana kierownika pociągu można było kupić bilet, a ten wystawiał od razu bez problemu i do tego nie pobierał dodatkowej opłaty. Koleje Mazowieckie, którymi poruszam się na co dzień, mogłyby brać przykład z czeskich.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po dojechaniu do Liberca, to pociąg składający się z dwóch lokomotyw i niezliczonej liczby wagonów. Nie wiem, ile było wagonów, ponieważ nie było widać końca. Każdy wagon składał się z dwóch poziomów, na których umieszczone były samochody marki Škoda. Niespotykany widok.
Po wyjściu z dworca zaczęliśmy iść ulicą 1 Maja w stronę libereckiego rynku, mijając Nysę Łużycką. Następnie minęliśmy ogromną galerię i weszliśmy w ulicę Praską. Idąc tą ulicą pomiędzy odnowionymi kamienicami, dotarliśmy do libereckiego rynku, który otoczony jest dużymi kamienicami. Największym tu budynkiem jest Liberecká radnice, czyli liberecki ratusz. Na rynku znajduje się również Neptunova kašna, czyli zabytkowa fontanna Neptuna.
Neorenesansowy budynek ratusza w Libercu, który bardziej przypomina katedrę niż magistrat, został wybudowany w latach 1888-1892 na wzór ratusza wiedeńskiego. Nowy budynek zastąpił stary z początku XVII wieku, który był już za mały na potrzeby władz miasta. Po wybudowaniu nowego budynku stary został rozebrany. W celu upamiętnienia lokalizacji starego ratusza na rynku ciemniejszą kostką zaznaczono zarys jego murów.
Nowy budynek ratusza posiada 65-metrową wieżę, przy której stoją dwie mniejsze. Wieże zakończone są miedzianymi szpicami, ale główna, większa na szczycie dodatkowo ma umiejscowioną figurę rycerza. Poza tym posiada dzwon, który został przeniesiony ze starego ratusza. Całość prezentuje się okazale i wyróżnia się w gąszczu innych zabudowań.
Gdy obeszliśmy liberecki rynek, weszliśmy w ulicę 5 kwietnia, gdzie trafiliśmy na dosyć nietypowe rzeźby kotków, które były białe, ale miały żółte plamy. Fajnie wyglądały i widać było, że są atrakcją dzieci, ponieważ miały wytarte grzbiety od siedzenia. Chyba że to była taka forma siedzisk.
Z ulicy 5. května skręciliśmy w prawo, w ulicę Palachova, którą doszliśmy do libereckiego Starego Zamku (Liberecký zámek). Zamek zbudowany w stylu renesansowym pochodzi z drugiej połowy XVI wieku. Był wielokrotnie przebudowywany, ale obecny kształt utrzymuje od XVIII wieku. Aktualnie znajduje się w nim jedna z największych na świecie ekspozycja wyrobów szklanych.
Przeszliśmy obok zamku ulicą Gutenbergova, aby zobaczyć, co się za nim kryje. Doszliśmy do parku Gutenbergova, skąd mieliśmy widok na starą część zamku i okazały budynek Grand Hotel Zlatý lev, który zrobił na mnie większe wrażenie niż sam zamek. Jasna fasada hotelu z płaskorzeźbami lwów przykuwa wzrok.
Z ulicy Gutenbergova weszliśmy w ulicę Jablonecká, gdzie pomiędzy mniej okazałymi kamienicami, doszliśmy do ulicy Husova. Z ulicy Husova skręciliśmy w ulicę Fučíkova, a następnie Blahoslavova. Idąc tą uliczką pomiędzy okazałymi, poniemieckimi willami doszliśmy do tamy (Harcovská přehrada), która znajduje się nad zbiornikiem Harcowskim (Vodní nádrž Harcov).
Liberecka zapora wodna powstała w latach 1902-1904 nad Harcowskim potokiem, który spływa z Gór Izerskich. Kamienna tama w formie łuku osiąga wysokość 13 metrów i długość 157 metrów, co nie jest imponującym wynikiem, ale sam jej wygląd jest niesamowity i miejsce, w którym jest położona, ponieważ rzut beretem od Starego Miasta.
Ze względu na to, że Harcowski potok spływa z pobliskich gór, to zanim dotrze do zbiornika, nie zdąży się zanieczyścić. To sprawia, że woda w zbiorniku Harcowskim jest bardzo czysta. Dzięki temu jest miejscem, w którym mieszkańcy spędzają wolny czas nie tylko na spacerach, czy przesiadywaniu nad brzegiem zbiornika, ale i aktywnie, ponieważ można wypożyczyć sprzęt wodny.
Zbiornik przeszliśmy ścieżką wzdłuż północnego brzegu. Mieliśmy stąd piękny widok na tamę i górę Ještěd w tle. Góra Ještěd jest najwyższym szczytem Grzbietu Jesztiedzkiego (Ještědský hřbet). Znajduje się na niej ogromna antena nadajnika telewizyjnego, który widać z daleka. Pod górą można zobaczyć skocznię narciarską oraz trasy zjazdowe.
Doszliśmy do ulicy Svobody, gdzie skręciliśmy w lewo i za pierwszym zakrętem weszliśmy w leśną ścieżkę. Ścieżką doszliśmy do ulicy Pekárkova, a następnie przeszliśmy kawałek ulicą Husova i skręciliśmy w Fibichova. Idąc tą ulicą, doszliśmy do ulicy Masarykova, przy której znajduje się liberecki ogród zoologiczny.
Ogród zoologiczny w Libercu został założony w 1919 roku, co oznacza, że jest najstarszym zoo na terenie obecnej Republiki Czeskiej. Zoo zajmuję powierzchnię około 13 hektarów, na której hodowanych jest ponad 800 egzemplarzy zwierząt, a z nich chyba największe wrażenie sprawia biała odmiana tygrysa indyjskiego. Niestety ze względu na to, że dosyć późno tu trafiliśmy, to nie wchodziliśmy do zoo, ponieważ by się nam zeszło pewnie kilka godziny, a tylko czasu nie mieliśmy,
Minęliśmy wejście do libereckiego ogrodu zoologicznego i zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy Masarykova. Idąc tą ulicą, oczy mieliśmy szeroko otwarte, mijając kolejne w większości zadbane wille i pałacyki z mniejszymi lub większymi ogródkami. Każdy budynek się wyróżnia, więc każdemu musieliśmy się przyjrzeć. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem, że są jeszcze miejsca, z tak dobrze zachowanymi klasycznymi budynkami.
Idąc wzdłuż ulicy Masarykova, trafiliśmy na neorenesansowy budynek z końca XIX wieku, w którym przez prawie 100 lat mieściły się Łaźnie miejskie w Libercu (Městské lázně v Liberci). Od 2014 w tym budynku mieści się Galeria Regionalna w Libercu (Oblastní galerie v Liberci). W galerii można podziwiać obrazy francuskie, niemieckie oraz austriackie z XIX wieku i holenderskie od XVI do XVIII wieku. Można również zobaczyć sztukę czeską od XVI do XX wieku, czy przyjść na zajęcia plastyczne.
Zaraz po minięciu budynku, w którym mieści się Galeria Regionalna, trafiliśmy na Muzeum Techniki Liberec (Technické Muzeum Liberec). Budynek można rozpoznać po czerwonej elewacji i muralu przedstawiającym różne maszyny z jednej strony i lokomotywa oraz spychaczem z drugiej strony, od wejścia. Znajduje się w nim wystawa samochodów, motocyklów, rowerów, tramwajów i wiele innych maszyn oraz urządzeń.
Idąc dalej ulicą Masarykova, doszliśmy do okazałych kamienic Starego Miasta przy ulicy 5. Května. Gdy dochodziliśmy do galerii handlowej Liberec Plaza, naszym oczom ukazał się ogromny dinozaur, który stał na dachu tej galerii. Niesamowity widok i ciekawy pomysł na wtopienie dinozaura w architekturę miasta.
Zanim wróciliśmy na rynek, gdzie planowaliśmy przysiąść, obeszliśmy ratusz, aby zobaczyć go z innych stron. Następnie usiedliśmy pod parasolem przy restauracji La Piazza, aby wykonać nasze dzisiejsze zadania, czyli napić się piwa w Libercu. Oprócz piwa zamówiliśmy pizzę na obiad, choć trochę ciężko było się porozumieć z kelnerką.
Posiedzieliśmy chwilę w spokoju, ale tylko chwilę, ponieważ zaraz pojawił się Pan z katarynką, co jeszcze było do zniesienia. Kilka minut później pojawił się Pan kobrą, której przygrywał na flecie. Tu już zaczął się harmider. Najgorzej jednak się zrobiło, gdy pojawiły się dwie panie. Jedna grała na gitarze, a druga tańczyła. Nie dało się wysiedzieć przy takiej sieczce.
Po zjedzeniu smacznej pizzy i wypiciu zimnego piwa ruszyliśmy w stronę dworca kolejowego. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu, ale woleliśmy się nie spóźnić. Nie chcieliśmy wracać tą samą drogą, więc weszliśmy w ulicę Kostelní, przy której trafiliśmy na piękny kościół św. Antoniego (Kostel svatého Antonína Velikého).
Ta pierwsza murowana budowla w Libercu pochodzi z drugiej połowy XVI wieku. Jej znakiem rozpoznawczym jest wieża o wysokości 70 metrów. W środku można zobaczyć 10-metrowy ołtarz, który przedstawia patronów ziemi czeskiej.
Po minięciu kościoła skręciliśmy w uliczkę Mistrovský Vrch, przy której były schody. Schodami w niezbyt miłym otoczeniu zeszliśmy do ulicy U Stoky. Tutaj również okolica nie wyglądała ciekawie. Zaniedbane budynki, a nawet niektóre zniszczone zdziwiły nas, ponieważ do tych pięknych kamienic, które przed chwilą mijaliśmy, było tylko kilkanaście metrów.
W związku z tym, że byliśmy w niezbyt przyjemnym otoczeniu, stwierdziliśmy, że najkrótszą drogą dojdziemy do ulicy 1. Máje, od której zaczęliśmy spacer po Libercu. Na tej ulicy trafiliśmy jeszcze na znak wskazujący kierunek do większego sklepu spożywczego, do którego się przeszliśmy, aby zrobić zapas czeskiego piwa.
Na dworzec kolejowy dotarliśmy kilka minut przed przyjazdem pociągu, ale już kilka osób na niego czekało. Po przyjechaniu pociągu musieliśmy jeszcze kilka minut poczekać, aby wejść. Było to spowodowane tym, że pani sprzątaczka musiała posprzątać skład. Czegoś takiego nie spotyka się u nas, a to jest kolejna rzecz, z której nasze firmy przewozowe powinny brać przykład.
Podczas powrotu do Szklarskiej Poręby wszedł do pociągu pan w średnim wieku z jakąś dziewczyną. Na jednej z kolejnych stacji ten pan wyszedł z wagonu, więc myśleliśmy, że tylko kawałek przejechał się z tą dziewczyną. Po części tak było, ponieważ na kolejnej stacji czekał już przy samochodzie i gdy pociąg podjechał, to machał dziewczynie. Tak samo było na kolejnych stacjach, aż do Szklarskiej Poręby, gdzie się nie wyrobił. Dojechał dopiero po wyjściu z pociągu.
W Szklarskiej Porębie słońce powoli zaczęło już zachodzić, ale niebo było na tyle przejrzyste, że mieliśmy piękny widok na Szrenicę i Śnieżne Kotły. Zatrzymaliśmy się i wróciliśmy pamięcią do poprzednich dni, które spędziliśmy, wędrując po górach, na które właśnie spoglądaliśmy. Miło było tak zakończyć naszą podróż w te rejony, w które nie wiadomo, kiedy wrócimy.
W apartamencie zrobiliśmy sobie ostatnią, romantyczną kolację, choć nie przy świecach, ponieważ ich nie mieliśmy. Obejrzeliśmy wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy i powspominaliśmy sobie te mniej i bardziej udane chwile spędzone podczas naszego letniego wyjazdu w Karkonosze.
Przeczytaj również:
Dzień pierwszy: Stare Miasto, wyspy, Hala Stulecia i Fontanna multimedialna we Wrocławiu.
Dzień drugi: Panorama Racławicka i ogród zoologiczny we Wrocławiu.
Dzień trzeci: Zamek Książ i Szklarska Poręba.
Dzień czwarty: Zakręt Śmierci, Wielki Kamień i Jakuszyce.
Dzień piąty: Wodospad Kamieńczyka, Szrenica i Wodospad Szklarki.
Dzień szósty: Zamek Stolpen, Bastei i Twierdza Königstein.
Dzień siódmy: Zapora Pilchowice, Jelenia Góra i Cieplice.
Dzień ósmy: Drezdeńskie skarby.
Dzień dziewiąty: Karpacz i Śnieżka.
Dzień dziesiąty: Szrenica, Łabski Szczyt, Śnieżne Kotły i Wielki Szyszak.
Dzień jedenasty: Czeska Praga i balet Carmen.
Dzień dwunasty: Chybotek i Złoty Widok w Szklarskiej Porębie.
Dzień czternasty: Wyjazd ze Szklarskiej Poręby.