W tym roku dosyć korzystnie wypadała Majówka, ponieważ wystarczyło wziąć jeden dzień urlopu, aby mieć pięć dni wolnych. Można również było przedłużyć wypoczynek do dziewięciu dni, biorąc trzy dni wolne. Jednak wraz z żoną wybraliśmy inny wariant. Nie braliśmy dnia wolnego 2 maja, ponieważ cztery dni miały nam wystarczyć na spędzenie wolnego czasu w stolicy Wielkopolski, w Poznaniu.
Wyjazd do Poznania zaplanowaliśmy wcześniej. W lutym zarezerwowałem nocleg w hotelu Campanile, a pod koniec marca kupiłem bilety na PolskiBus. Z jazdą PolskimBusem wahałem się trochę, ponieważ dłużej trwa podróż niż samochodem i w gorszych warunkach, ale po Poznaniu i tak mieliśmy zamiar jeździć komunikacją miejską, aby spokojnie móc napić się piwka, więc samochód był zbędny.
Dzień 1
W sobotę 29 kwietnia wstaliśmy bardzo wcześnie, ponieważ już o godzinie 8:00 mieliśmy wyjazd z Dworca Autobusowego Metro Młociny. Do dworca musieliśmy jeszcze dojechać, więc odpowiednio wcześnie wsiedliśmy w pociąg, z którego w centrum Warszawy przesiedliśmy się do metra. Na dworzec udało nam się dotrzeć odpowiednio wcześniej.
Podróż autokarem do Poznania trwała kilka godzin. Po drodze zatrzymaliśmy się w ogromnym i trochę przytłaczającym dworcu Łódź Fabryczna, aby wymienić podróżnych i zrobić krótką przerwę. Natomiast w Poznaniu zatrzymaliśmy się na Dworcu PKS, który połączony jest z galerią handlową Avenida, przystankiem tramwajowym i autobusowym oraz dworcem kolejowym. Świetne połączenie różnych środków komunikacji miejskiej z galerią handlową, która swoim rozmiarem i wyglądem zachwyca. Niesamowite miejsce.
Z Dworca PKS przez galerię handlową przeszliśmy na most Dworcowy, na którym znajduje się przystanek tramwajowy. Stąd od razu chcieliśmy przejechać na przystanek Ogrody. Niestety po przejściu na przystanek tramwajowy nie znaleźliśmy „biletomatu”, co nas bardzo zdziwiło. Jak jest to możliwe, że na przystanku przy tak dużym i licznie odwiedzanym obiekcie nie ma biletomatu?
No cóż, zobaczyliśmy w tramwaju przejeżdżającym w drugą stronę, że w środku są jakieś automaty, więc po przyjeździe naszego składu weszliśmy do niego. Okazało się, że są to kasowniki i automaty do miejskich kart. Ominęliśmy pierwszy przystanek i na następnym, Rondo Kaponiera, zauważyliśmy automat do biletów. Wyszliśmy z tramwaju i w końcu kupiliśmy dobowe bilety, które mieliśmy ważne przez cały weekend.
Długo na kolejny tramwaj nie musieliśmy czekać. Po kilkunastu minutach czekania w towarzystwie wielu przebranych nie tylko młodych osób, które wybierały się na festiwal fantastyki Pyrkon, przyjechał nasz tramwaj. Po kolejnych kilkunastu minutach, jadąc pomiędzy jeżyckimi kamienicami, dojechaliśmy do przystanku Ogrody, skąd na piechotę musieliśmy dojść do hotelu Campanile.
Droga z przystanku tramwajowego do hotelu nie jest długa, choć lepiej by było, gdyby zrobiono przejście przez Ogród botaniczny UAM albo przy jego granicy, co skracałoby tę drogę. Gorzej się robi dopiero przy samym hotelu, ponieważ nie ma do niego chodnika. Można iść przez łąkę lub pasem biegnącym wzdłuż ulicy Świętego Wawrzyńca, która jest dosyć ruchliwa. Droga pasem jest wygodniejsza i nie jest tak niebezpieczna. W sumie poza oznakowaniem, wskazującym skręt w prawo, które znajduje się tuż przy salonie samochodowym, to można uznać, że ten pas służy jako chodnik.
Hotel Campanile z zewnątrz wygląda dosyć przyzwoicie i nowocześnie. Za bardzo nie ma się do czego przyczepić. Jedyne co mnie zdziwiło to rozwalony szlaban na parking i mało samochodów na nim. W środku również ciekawie było urządzone, więc pierwsze wrażenie było pozytywne. Gorzej było w pokoju, o czym za chwilę.
Po wejściu do hotelu zostaliśmy miło przywitani. Załatwiliśmy formalności, otrzymaliśmy kartę i poszliśmy do pokoju zostawić nasze rzeczy i przygotować się do wyjścia. Po wejściu do pokoju początkowo wyglądało wszystko w porządku. Proste umeblowanie, dostępny telewizor, czajnik, woda w butelkach oraz kawa, herbata i cukier w saszetkach. Czysto i w miarę przytulnie. Załamałem się za to łazienką. Prysznic zasuwany kotarą bez stopnia oddzielającego do pozostałej części łazienki, przez co podczas mycia się prawie cała podłoga była zalana. Do tego zgrzybiałe silikony, czy kamień przy armaturze. Trochę to wyglądało jak w tanim hostelu. Przyczepiłbym się jeszcze do zbyt wysoko umieszczonego sedesu, co pewnie było specjalnie zrobione z myślą o starszych osobach .
W pokoju wypiliśmy kawę, ubraliśmy się ciepło, ponieważ mimo wiosny niestety temperatura nas nie rozpieszczała i wyszliśmy z hotelu z myślą, że wrócimy dopiero w nocy. Po wyjściu z Campanile skierowaliśmy się w stronę pętli tramwajowej Ogrody, z której chcieliśmy dojechać do Starego Miasta.
Tramwajem dojechaliśmy do mostu Teatralnego, skąd ulicą Aleksandra Fredry zaczęliśmy iść w stronę Starego Miasta. Nie opłacało się nam czekać na tramwaj, który podwiózłby nas bliżej. Dzięki temu spokojnie mogliśmy podziwiać poznańską architekturę.
Początkowo mijaliśmy park im. Adama Mickiewicza, Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki, Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkowskiego, czy kościół Najświętszego Zbawiciela. Następnie pomiędzy odnowionymi kamienicami mijając Teatr Polski oraz Teatr Ósmego Dnia, doszliśmy do Placu Wolności, na którym akurat odbywał się kiermasz książek.
Budynek Teatru Wielkiego został zaprojektowany przez Maxa Littmanna i wybudowany na początku XX wieku, z myślą o tym, że będzie mieściła się w nim siedziba teatru miejskiego służącego niemieckiemu okupantowi. Pierwsze przedstawienie odbyło się w 1910 roku, a było nim dzieło Czarodziejski flet. Po I Wojnie Światowej budynek przeszedł w polskie ręce i stał się teatrem operowym. Warto zobaczyć ten budynek, ponieważ jego klasyczny wygląd przypomina architekturę starożytnego Rzymu.
Kościół Najświętszego Zbawiciela został wzniesiony w latach 1866-1869 w stylu neogotyckim według projektu Augusta Stülera. Początkowo służył parafii ewangelicko-augsburskiej pod wezwaniem św. Pawła. Po II Wojnie Światowej kościół został zajęty przez katolików, którzy zmienili jego nazwę, którą nosi do dziś. W 1964 roku zakończyła się renowacja kościoła, ponieważ budynek ucierpiał podczas II Wony Światowej.
Budynek Teatru Polskiego został wzniesiony w latach 1873-1875 według projektu Stanisława Hebanowskiego. Początkowo nosił nazwę Teatr Polski w ogrodzie Potockiego w Poznaniu na cześć fundatora obiektu, Bolesława Potockiego. Pierwszym przedstawieniem, które zostało odegrane w tym teatrze była Zemsta Aleksandra Fredry. Spektakl odbył się 25 września 1875 roku.
Teatr Ósmego Dnia powstał w 1964 roku jako teatr studencki. Został założony przez Lecha Raczka oraz Tomasza Szymańskiego i początkowo znany był pod nazwą Studencki Teatr Poezji Ósmego Dnia. Nazwa została zaczerpnięta z Zielonej Gęsi, którą napisał Konstanty Ildefons Gałczyński.
Plac Wolności, do którego doszliśmy, przez mieszkańców zwany jest Plajtą. Jest miejscem, gdzie 26 stycznia 1919 roku żołnierze wielkopolscy wraz ze swoim dowódcą, generałem Józefem Dowbor-Muśnickim, złożyli uroczystą przysięgę, o czym przypomina płyta pamiątkowa. Na placu, bliżej Alej Karola Marcinkowskiego znajduje się fontanna z posągiem bogini Higiei. Fontanna została odsłonięta w 1908 roku na ulicy Podgórnej, ale w 1971 roku została przeniesiona na Plac Wolności.
Innym ciekawym i rzucającym się obiektem, który znajduje się na Placu Wolności, jest Fontanna Wolności. Obiekt został zaprojektowany przez Agnieszkę Stochaj oraz Rafała Nowaka i otwarty dosyć niedawno, ponieważ w 2012 roku. Fontanna składa się z dwóch skrzydeł o wysokości 9 metrów, po których spływa woda. Całość znajduje się w ogromnej misie (cembrowinie), przez którą prowadzi kładka. Świetne miejsce do spędzenia wolnego czasu w słoneczne dni.
Z Placu Wolności ulicą Jana Ignacego Paderewskiego przeszliśmy na Stary Rynek, na którym spędziliśmy dosłownie chwilkę. Mieliśmy zarezerwowany pokaz w Rogalowym Muzeum Poznania, więc woleliśmy się nie spóźnić. Akurat muzeum znajduje się w kamienicy naprzeciwko Ratusza, tylko wejście jest od drugiej strony, od ulicy Klasztornej, więc wystarczyło przejść jeszcze kawałek.
Przed muzeum stała już kolejka do kasy, ale ze względu na to, że my mieliśmy już kupione i wydrukowane bilety, to weszliśmy od razu. Pokaz odbywał się w pomieszczeniu z dobrze zachowanymi oryginalnymi zdobieniami sufitu. Wyglądało to niesamowicie. Wrażenie robił też widok na Stary Rynek i pobliski Ratusz. Pokazy o godzinie 11:10 połączone są jeszcze z możliwością zobaczenia poznańskich koziołków, które o godzinie 12:00 wyłaniają się z Ratusza. Z tego miejsca widok na nie musi być zdecydowanie lepszy niż z samego placu. Niestety my nie mieliśmy okazji zobaczyć Koziołków, ale jeszcze nic straconego, zawsze można wrócić do Poznania.
Pokaz rozpoczął się od zaproszenia do współpracy dzieci oraz dorosłych. Zaproszone osoby otrzymały fartuszki lub czapki piekarskie, co zależało od płci. Płeć piękna otrzymała fartuszki, a czapki otrzymali chłopaki. Następnie prowadzący cały czas z humorem uczył gwary poznańskiej związanej z piekarstwem. Najbardziej w pamięci zapadłą mi „munka”, czyli mąka.
Kolejnym elementem pokazu było opowiedzenie legendy o tym, jak powstał Rogal Świętomarciński. Po legendzie przyszedł czas na praktykę. Prowadzący zapraszał po kilku współpracowników z widowni, którzy musieli wykonać określone czynności. Jedni gnietli ciasto, inni je wałkowali, a kolejne osoby nakładały farsz i zawijały w odpowiedni sposób. Podczas wypieku prowadzący opowiedział wiele anegdot związanych z Rogalami Świętomarcińskimi, a inni pracownicy muzeum częstowali rogalami, a w zasadzie ich niewielkimi kawałkami. Na koniec przedstawienia otrzymaliśmy dyplomy w nagrodę za uczestniczenie w pokazie. Mogliśmy również kupić świeże rogale.
W Rogalowym Muzeum Poznania świetnie spędziliśmy czas. Mimo tego, że pokaz przeznaczony był bardziej dla dzieci niż dorosłych, to my również dobrze się bawiliśmy. Śmiechu było sporo, w szczególności, gdy dzieci pomagały robić rogale i chciały pokazać się z jak najlepszej strony. Warto odwiedzić to miejsce i poznać historię Rogala Świętomarcińskiego w humorystycznej oprawie.
Z muzeum przeszliśmy na Stary Rynek, gdzie obeszliśmy Ratusz, który otaczają piękne kamienice. Mijaliśmy Domki budnicze, Wielkopolskie Muzeum Wojskowe, Muzeum Powstania Wielkopolskiego, Pałac Mielżyńskich, Pałac Działyńskich, liczne fontanny jak Neptuna, Apolla, Prozerpiny, Marsa, czy Studzienkę Bamberki. Widzieliśmy również Pręgierz, czy makietę Rynku.
Poznański Ratusz jest renesansowym budynkiem, którego historia sięga przełomu XIII i XIV wieku, kiedy został wybudowany jednopiętrowy gotycki budynek. W XV wieku budynek został rozbudowany, a na przełomie XV i XVI wieku wzniesiono wieżę. W 1536 roku ratusz został zniszczony podczas pożaru, ale w 1560 roku odbudowano go i powiększono o kolejną kondygnację. Podczas tej odbudowy dodano również trzykondygnacyjną loggię, attykę, nowy zegar oraz chyba największą atrakcję ratusza, koziołki. Loggia jest otwartym pomieszczeniem na zewnątrz budynku, mówiąc prostym językiem, jest to zabudowany balkon, jak w blokach z wielkiej płyty. Attyka jest formą balustrady, czy niskiej ścianki, która osłania dach.
Poznański Ratusz jest pięknym budynkiem, który wyróżnia się swoim wyglądem spośród innych budynków, które służyły lub nadal służą jako magistrat. Wyróżnia go nie tylko trzykondygnacyjna loggia, ale również koziołki oraz hejnał, który odgrywany jest codziennie o godzinie 12.
Domki budnicze są trzy- lub czterokondygnacyjnymi wąskimi kamienicami, które pochodzą z XVI wieku. Ich właścicielami byli biedniejsi kupcy, którzy we wczesnorenesansowych podcieniach handlowali różnymi towarami, w szczególności rybami, dlatego te kamienice zwane są budami śledziowymi. Nazwa Domki budnicze wzięła się stąd, że w jednej z kamienic znajdowała się siedziba Bractwa Budników.
Wielkopolskie Muzeum Wojskowe znajduje się w budynku, który został wybudowany na początku lat 60 XX wieku. Budynek w formie nowoczesnego pawilonu, co prawda wygląda estetycznie, ale taka forma trochę gryzie się z pobliskimi kamienicami. Muzealne zbiory obejmują około 40000 militarnych eksponatów i dzielą się na trzy działy: Dział Broni, Dział Mundurów i Znaków Wojskowych oraz Dział Dokumentacji Historycznej. W skład ekspozycji wchodzi polska broń i uzbrojenie od XI wieku do czasów współczesnych. Ekspozycja nie obejmuje sprzętu ciężkiego, ale można zobaczyć 10-metrową średniowieczną łódź z X wieku.
Muzeum Powstania Wielkopolskiego zlokalizowane jest w budynku Odwachu, czyli miejscu, które dawniej służyło jako wartownia. Budynek projektu Jana Chrystiana Kamsetzera powstał w latach 1783-1787. Podczas II Wojny Światowej został poważnie uszkodzony, ale odbudowano go w latach 1949-1951. Dziesięć lat później stał się siedzibą Muzeum Ruchu Robotniczego. Natomiast od 2001 roku mieści się w nim Muzeum Powstania Wielkopolskiego 1918–1919, w którym można zobaczyć, fotografie, rysunki, obrazy, rzeźby, dokumenty, umundurowanie, czy odznaczenia związane z Powstaniem wielkopolskim.
Pałac Mielżyńskich jest klasycystycznym budynkiem, który mieści się pod adresem Stary Rynek 41. Budynek powstał w latach 1795-1798 jako rozbudowana stojącej w tym miejscu kamienicy. Pałac został zniszczony w 1945 roku, ale odbudowano go w latach 1954-1957.
Pałac Działyńskich znajduje się pod adresem Stary Rynek 78. Budynek powstał w latach 1773-1776, ale w 1945 roku, podobnie jak wiele innych kamienic w okolicy, został zniszczony. Pałac odbudowano w latach 1953-1957, ale bez przywrócenie poprzedniego stanu ogrodu, który był w stylu francuskim. Jedyne, co pozostało po ogrodzie to plac, a na nim dwie lipy i miłorząb dwuklapowy.
Fontanny Neptuna, Marsa i Apolla są stosunkowo nowymi obiektami. Pierwsza z nich została odsłonięta w 2004 roku, druga w 2005 roku, a trzecia w 2002 roku. Te trzy fontanny zostały umieszczone w miejscu, gdzie w przeszłości inne fontanny służyły mieszkańcom. Jedyną fontanną, która przetrwała próbę czasu, jest fontanna Prozerpiny. Fontanna, która przedstawia scenę porwania Prozerpiny przez władcę podziemi Plutona, została ukończona w 1766 roku.
Studzienka Bamberki znajduje się pomiędzy ratuszem a budynkiem Urzędu Stanu Cywilnego. Odsłonięto ją 1915 roku. Posąg przedstawia kobietę w stroju bamberskim, która na ramionach trzyma nosidła, do których przyczepione są konwie używane w winiarstwie. Studzienka dawniej służyła jako poidło dla zwierząt.
Pręgierz jest ośmioboczną, późnogotycką kolumną, którą wzniesiono 1535 roku. Na szczycie kolumny stoi postać kata w stroju rycerza, który trzyma miecz, symbolizujący prawo do orzekania wyroku śmierci. Dawniej w kolumnie tkwiły żelazne obręcze, do których byli przywiązywani skazańcy. Na skazańcach najczęściej wykonywana kara w formie chłosty, ale również obcinano uszy, czy palce. Zwyczaj ten zniesiono w 1848 roku. Obecna kolumna jest kopią, która powstała w 1925 roku. Oryginał znajduje się w Muzeum Historii Miasta Poznania.
Gdy obeszliśmy Stary Rynek, ruszyliśmy w stronę baru mlecznego Apetyt, aby trochę się posilić. Po wejściu do lokalu okazało się, że nie ma zbyt wielu osób, co nas zdziwiło. Pomyśleliśmy, że może większość osób jest już po obiedzie, więc zaryzykowaliśmy zamówić po zestawie obiadowym. Niestety to był duży błąd zamawiać tu posiłek. Obiad był już zimny, a o smaku lepiej nie mówić. Zupa ogórkowa chyba ze śmietaną zamiast wody, kotlet à la skarpetka, a purée to mieszanka ziemniaków z paskudną margaryną. Jedynie surówka była smaczna. Najśmieszniejszy był kompot dołączony do zestawu, a był nim najtańszy sok wiśniowy i to jeszcze rozcieńczony wodą. Porażka. Najgorszy bar mleczny, w którym mieliśmy okazję się stołować, a szkoda, ponieważ miejsce mogłoby być popularne ze względu na bliskość do Starego Rynku.
Spod baru mlecznego ulicą Szkolną doszliśmy do Koziej, w którą skręciliśmy, a następnie Świętosławską ruszyliśmy w stronę Fary Poznańskiej, czyli Bazyliki Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Marii Magdaleny. Początki budowy tej bazyliki sięgają 1651, ale prace zostały wstrzymane kilka lat później, podczas okupacji szwedzkiej. W 1678 roku prace wznowiono, a od 1695 do 1701 roku trwała rozbudowa bazyliki. Dopiero w 1705 roku świątynia została poświęcona przez poznańskiego biskupa Hieronima Wierzbowskiego. Od tamtej pory bazylika kilkukrotnie była odbudowywana i rozbudowywana, aż uzyskała wygląd, który teraz możemy zobaczyć.
Po dojściu do świątyni skręciliśmy w lewo, gdzie przy Placu Kolegialnym trafiliśmy na pomnik poznańskich koziołków. Pomnik przedstawia dwóch trykających się koziołków naturalnej wielkości, które nawiązują do symbolu Poznania. Rzeźby zostały wykonanych z brązu przez Roberta Sobocińskiego i odsłonięte 5 listopada 2002 roku. Ciekawa atrakcja zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, która położona jest w najbliższym otoczeniu Starego Rynku.
Z Placu Kolegialnego pomiędzy kamienicami przeszliśmy do parku Stare Koryto Warty, który znajduje się w miejscu dawnego przebiegu Warty. W latach 60 i 70 XX wieku koryto Warty w okolicy Starego Miasta zostało przeniesione, a dotychczasowe zasypane. Przez wiele dekad na tym terenie za bardzo nic się nie działo. Dopiero w 2015 roku rozpoczęto budowę parku, który został nazwany Stare Koryto Warty. Mimo tego, że park jest dosyć nowy, wygląda bardzo nowocześnie i na pewno w ciepłe dni jest licznie odwiedzany przez mieszkańców oraz turystów, to niestety w niektórych miejscach jest już zniszczony przez wandali.
Przeszliśmy przez park i doszliśmy do Wartostrady, z której mieliśmy piękny widok na Ostrów Tumski, siedzibę Mieszka I. Ostrów Tumski jest wyspą, którą od zachodu otacza Warta a od wschodu Cybina. W X wieku na tej wyspie powstał gród piastowski, w którym swoją rezydencję miał książę Mieszko I, co świadczy o długiej historii tego miejsca. Na terenie dawnego grodu znajdują się budowle, które są ważną częścią historii Polski, jak Bazylika Archikatedralna św. Apostołów Piotra i Pawła, czy kościół Najświętszej Marii Panny.
Bazylika Archikatedralna św. Apostołów Piotra i Pawła jest jedną z najstarszych polskich świątyń. Jej początki sięgają X wieku, ale obecna gotycka katedra powstała w XIV-XV wieku. Świątynia jest miejscem pochówku wielu polskich władców, począwszy od księcia Mieszka I, a kończąc na królu Przemysławie II. Katedra jest miejscem ważnych wydarzeń jak ślub Kazimierza Wielkiego z Adelajdą Heską. Jest również przypuszczalnym miejscem chrztu Mieszka I oraz jego grobowcem, co wraz z przypuszczalnym grobowcem Bolesława Chrobrego można zobaczyć w podziemiach katedry.
Historia kościoła Najświętszej Marii Panny prawdopodobnie zaczyna się już w X wieku, co stwierdzono na podstawie odkrytych fundamentów kaplicy, wchodzącej w skład rezydencji Mieszka I. Te resztki palatium zostały odkryte pod obecnym budynkiem, który pochodzi z XV wieku. Prace archeologiczne jeszcze nie zostały zakończone, więc nie wiadomo, co jeszcze zostanie odkryte pod świątynią. Z ciekawostek warto wspomnieć, że w 1886 roku przed kościołem została postawiona kolumna z figurą Matki Boskiej Niepokalanej.
Idąc wzdłuż Warty, doszliśmy do mostu Króla Bolesława Chrobrego. Następnie przeszliśmy przez Ostrów Tumski, most Mieszka I i ulicą Prymasa Stefana Wyszyńskiego doszliśmy do Jeziora Maltańskiego. Tutaj zobaczyliśmy stację wąskotorowej kolejki dziecięcej, do której podeszliśmy zobaczyć rozkład jazdy. Było już za późno, aby się przejechać, choć kolejka właśnie podjeżdżała. Postanowiliśmy wyruszyć w podróż tą kolejką następnego dnia, ponieważ w planie mieliśmy zwiedzenie ogrodu zoologicznego, do którego kolejka akurat prowadzi.
Ze stacji przeszliśmy w stronę klubu sportowego, przy którym chwilę się zatrzymaliśmy, patrząc na Jezioro Maltańskie i to, co go otacza. Fajnie prezentowała się na nim fontanna, tworząc piękną tęczę.
Robiło się już chłodno, więc dużo czasu nie spędziliśmy na wodą. Zaczęliśmy wracać na Stare Miasto. Po drodze jeszcze trafiliśmy na pomnik w formie kotwicy, który upamiętnia statek SS „Poznań”. Statek został wybudowany we francuskim Caen w 1925 roku i służył Polsce przez prawie 50 lat. W 1975 roku został zezłomowany w Świnoujściu.
Na Stare Miasto podjechaliśmy tramwajem. Zatrzymaliśmy się na Placu Wielkopolskim, skąd mieliśmy blisko nie tylko do Starego Rynku, ale i do Zamku Królewskiego, który chcieliśmy zobaczyć. Zatem najpierw ruszyliśmy do zamku.
Poznański Zamek Królewski jest najstarszą zachowaną rezydencją polskich królów. Prace nad jego budową rozpoczął prawdopodobnie Przemysława II w XIII wieku, dlatego zwany jest również Zamkiem Przemysława. W XIV wieku Kazimierz III Wielki dokończył jego budowę. Na początku XVI wieku został całkowicie przebudowany. Dwieście lat później był wielokrotnie niszczony przez wojska szwedzkie, rosyjskie i niemieckie, aż w 1945 całkowicie legł w gruzach. Dopiero w połowie XX wieku nastąpiła pierwsza część odbudowy zamku, podczas której odbudowano gmach wzniesiony przez Kazimierza Raczyńskiego w 1783 oraz gmach wybudowany przez prusaków pod koniec XVIII wieku. Druga część odbudowy zamku miała miejsce niedawno, ponieważ w latach 2010-2013. W tym czasie została odbudowana część południowa w formie z połowy XVI wieku. Z zamkiem połączony jest system murów, który przez swój wiek pewnie mógłby opowiedzieć wiele ciekawych historii, gdyby mógł mówić.
Przeszliśmy przez dziedziniec Zamku Królewskiego i mijając kościół św. Antoniego Padewskiego oraz pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich doszliśmy do Starego Rynku. Tutaj trochę pospacerowaliśmy, rozglądając się, gdzie moglibyśmy wejść, aby spędzić miło wieczór.
Kościół św. Antoniego Padewskiego za sprawą franciszkanów został wzniesiony w 1728 roku. W 1832 podczas zaborów władze pruskie przekształciły świątynię na magazyn, burząc przy okazji jej skrzydła. W 1921 roku zakonnicy odzyskali budynek. Natomiast 1945 roku podczas walk zawaliło się sklepienie kościoła, co spowodowało uszkodzenie części jego wyposażenia. Od razu po wojnie kościół został odbudowany, ale jego wnętrze zostało odrestaurowane dopiero w latach 1963-1965.
Pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich zwany również Pomnikiem poległych ułanów upamiętnia walki żołnierzy 15 Pułku Ułanów Poznańskich między innymi z bolszewikami w 1920 roku. Został odsłonięty w 1927 roku, ale już w 1939 roku został zniszczony przez nazistów. Odsłonięto go ponownie w 1982 roku w towarzystwie ułanów, kombatantów, harcerzy, prezydenta Andrzeja Wituskiego, ale również sekretarza komitetu wojewódzkiego PZPR Macieja Olejniczaka i prezesa komitetu wojewódzkiego ZSL Tadeusza Zająca. Figura ustawiona na niewysokiej kolumnie przedstawia ułana walczącego ze smokiem. Pierwotnie smok miał czapkę z czerwoną gwiazdą, czyli symbolem bolszewizmu.
Spacerując po Starym Rynku, zrobiliśmy mały rekonesans i zdecydowaliśmy się wejść do restauracji Brovaria. Jak się okazało, trafiliśmy do bardzo fajnego miejsca. Restauracja podzielona jest na kilka sal, które mają inny wystrój i charakter. Salę Lunchową charakteryzuje klasyczny wystrój. Subtelny i zarazem elegancji wygląd zachęca do spotkań biznesowych. Inaczej mówiąc, jest to sala dla osób z „grubym” portfelem. Drugą salą jest Sala Piwna, która mieści się w sercu browaru. Jest ona największą z sal, ale to, co ją charakteryzuje to kadzie i zbiorniki buforowe. Ta sala nie jest tak elegancja, jak Lunchowa, ale również jej subtelny wystrój przyciąga klientów. Kolejną salą jest Bar, który charakteryzuje nowoczesny styl z widokiem na Stary Rynek. Tutaj poza stolikami można usiąść przy barze, co wskazuje, że jest to miejsce specjalnie przeznaczone do spożywania tutejszego piwa. Ostatnia sala to Zabytkowe Piwnice, których wystrój jest magiczny. Świetnie komponuje się nowoczesny wystrój z gołymi ścianami, wykonanymi z cegieł.
Po wejściu do środka browaru Brovaria, na parterze w Sali Piwnej i Barze nie było już wolnych stolików, w Lunchowej nawet nie sprawdzaliśmy, ale kelner zaprowadził nas do piwnicy. Były tam dwa ostatnie stoliki, więc weszliśmy w prawie ostatniej chwili. Kilka minut później nowi klienci nie mieli już gdzie usiąść. Zamówiliśmy po desce piw, które w karcie dań widnieją jako 3 szychy, a do tego Grissini w trzech smakach. Otrzymaliśmy po 3 szklanki o pojemności 0,2 l, w których były piwa Pils, Miodowe oraz Pszeniczne. Wszystkie piwa były bardzo dobre, a pszeniczne najlepsze, jakie do tej pory piłem. Po wypiciu tych piw zachciało się nam więcej, więc zamówiliśmy jeszcze po 0,5 l miodowego.
Dosyć szybko zleciał nam czas w tym świetnym i klimatycznym miejscu. Mimo tego, że z chęcią byśmy jeszcze w nim zostali, to nie za bardzo mogliśmy, musieliśmy wyjść na ostatni tramwaj. W związku z tym zapłaciliśmy rachunek i wyszyliśmy na przystanek tramwajowy, do którego kawałek mieliśmy, ponieważ musieliśmy dojść do Placu Wolności. Zdążyliśmy w ostatniej chwili.
Na tym zakończyły się atrakcje tego długiego, ale miło spędzonego dnia. Zobaczyliśmy wiele fajnych miejsc, poznaliśmy trochę słów z gwary poznańskiej, a na końcu wypiliśmy pyszne piwo i odpoczęliśmy po całym dniu chodzenia po Poznaniu, a następny dzień zapowiadał się równie ciekawie.
Dzień 2
W niedzielę wstaliśmy rano, aby wcześnie zacząć dalszą część naszej wycieczki. Wypiliśmy kawę, przygotowaliśmy się do wyjścia na cały dzień i ruszyliśmy w kierunku pętli tramwajowej. Po drodze zaszliśmy do sklepu spożywczego, aby kupić sobie coś do jedzenia na śniadanie.
Tramwajem dojechaliśmy do przystanku Katedra, który znajduje się na Ostrowiu Tumskim. Stąd poszliśmy zobaczyć zabytki, które dnia poprzedniego widzieliśmy z daleka. Były nimi kościół Najświętszej Marii Panny oraz Bazylika Archikatedralna św. Apostołów Piotra i Pawła. O ile kościół Najświętszej Marii Panny zobaczyliśmy tylko z zewnątrz, o tyle do bazyliki weszliśmy. Jest ona ważnym obiektem w historii Polski, więc nie można było jej ominąć. W środku zobaczyliśmy wiele kaplic pięknie ozdobionych. Niestety nie mogliśmy tylko wejść do kaplicy, gdzie znajdują się przypuszczalne grobowe Mieszka I i Bolesława Chrobrego, ponieważ w niedzielę zwiedzanie ich jest niemożliwe.
Poza kościołem Najświętszej Marii Panny oraz Bazyliką Archikatedralna św. Apostołów Piotra i Pawła zobaczyliśmy również Pałac Arcybiskupi, Bramę Poznania, Śluzę Katedralną, kościół pw. św. Małgorzaty Panny i Męczenniczki oraz niezwykły mural na jednej z kamieniczek. Przy Bramie Poznania odbywał się festyn, ale nie szliśmy zobaczyć, co tam się dzieje. Woleliśmy jechać do ogrodu zoologicznego.
Pierwsze wzmianki dotyczące Pałacu Arcybiskupiego sięgają 1404 roku, w których znajduje się informacja o tym, że budowla została wzniesiona przez Wojciecha Jastrzębca. Siedziba biskupów była wielokrotnie niszczona i odbudowywana, zmieniając swój kształt architektoniczny, dlatego straciła swój pierwotny charakter. Obecny wygląd zbliżony jest do tego, który nastąpił podczas przebudowy w latach 1853-1854. Jest tylko zbliżony, ponieważ później były nanoszone niewielkie zmiany. Z ciekawostek warto wspomnieć, że na skwerze przed pałacem znajduje się późnobarokowa figura św. Jana Nepomucena, wykonana na początku XVIII wieku.
Brama Poznania, która wcześniej nosiła nazwę Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego, jest miejscem, w którym można zapoznać się z historią Ostrowa Tumskiego. Muzeum mieści się w nowoczesnym budynku, który został oddany do użytku w 2014 roku. Wystawa oficjalnie została otwarta 30 kwietnia 2014 roku, więc byliśmy w tym miejscu dokładnie w 4 rocznicę jej otwarcia.
Nie zwiedzaliśmy samej wystawy, ale przeszliśmy przez środek muzeum do oszklonej kładki, która łączy Bramę Poznania ze Śluzą Katedralną. Brama Poznania składa się z dwóch części, które połączone są szklanymi przejściami oraz szklanym dachem, dlatego do kładki można przejść przez środek budynku.
Śluza Katedralna została wybudowana podczas zaborów, więc jej pierwotna nazwa to Dom Schleuse. Śluza została wybudowana w latach 1834-1839 i wchodziła w skład Twierdzy Poznań, W latach 20. XX wieku śluza została rozebrana, poza zachodnim przyczółkiem, który obecnie połączony jest kładką z Bramą Poznania.
Kościół św. Małgorzaty jest gotyckim kościołem, który prawdopodobnie powstał w I połowie XIII wieku. W XV i XVI wieku kościół przebudowano, a w XVII i XVIII wieku dobudowano dwie kaplice, wieżę i zakrystię. Wewnątrz można zobaczyć obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem na półksiężycu, który pochodzi z około 1600 roku, czy obraz Madonna z Dzieciątkiem wśród muzykujących aniołów z około 1630 roku.
Do środka kościoła św. Małgorzaty nie wchodziliśmy, ale nasz wzrok przykuł mural, który namalowany jest na pobliskiej kamienicy. Mural przedstawia średniowieczne kamienice, które w bardzo ciekawy sposób wkomponowane są w elewację budynku. Wygląda to bajecznie i nie można przejść obok niego obojętnie.
Z Ostrowa Tumskiego przeszliśmy do przystanku dziecięcej kolejki Maltanka. Kupiliśmy bilety i kilka minut czekaliśmy na przyjazd dziecięcego pociągu. Po jego przyjechaniu zajęliśmy miejsca. Zmieściliśmy się na jednej, dziecięcej ławeczce, a po kilku minutach ruszyliśmy w kierunku nowego ogrodu zoologicznego, jadąc pociągiem wypełnionym prawie po brzegi.
Przystanek kolejki Maltanka znajduje się blisko wejścia do poznańskiego ogrodu zoologicznego, więc po wyjściu z wagonu już po kilku minutach staliśmy w dużej kolejce do zoo. Była ładna pogoda, więc dużo ludzi przyszło do ogrodu zoologicznego. Poza tym bilety były o połowę tańsze, co też pewnie miało duży wpływ na frekwencję.
Nowe Zoo zostało założone w 1974 roku na Białej Górze, gdzie pod ogród zoologiczny przeznaczono obszar przekraczający 120 ha. Dzięki temu jest drugim co do wielkości ogrodem zoologicznym w Polsce. Ogród charakteryzuje zróżnicowanie krajobrazu, ponieważ są zarówno lasy, łąki, wzniesienia, jak i jeziora, których jest sześć. Co więcej, znajduje się w nim prawie dwa i pół tysiąca zwierząt z 368 gatunków, więc jest co zobaczyć.
Cały obszar ogrodu zoologicznego jest ogromny, dlatego też jeżdżą po nim kolejki turystyczne, które przewożą odwiedzających od przystanku do przystanku. My postanowiliśmy sobie pospacerować i skorzystać z miarę ciepłego dnia, a na pewno słonecznego. Dzięki temu, że zoo jest takie duże, to i wybiegi dla zwierząt są dużo większe niż w innych ogrodach, które mieliśmy okazję zobaczyć. Całość przypominała mi trochę wybiegi, które można było zobaczyć w filmie Park Jurajski.
Ciekawym miejscem w poznańskim zoo jest Pawilon Zwierząt Nocnych. Po wejściu do niego na początku widzieliśmy tylko niewielkie, świecące się punkciki, ale po kilku minutach nasz wzrok się przyzwyczaił i mogliśmy podglądać zwierzęta. Mimo tego, że na wejściowych drzwiach była zamieszczona dobrze widoczna informacja o tym, aby w środku zachować spokój, to niestety był tam wielki chaos. Ludzie krzyczeli i pukali w szybki. I nie nie były to dzieci, były to osoby dorosłe. Kultura i przykład dobrego wychowania pełną gębą! Przykro, że takich osób nie wygania się z takich miejsc.
Niestety ze względu na to, że mimo słonecznego dnia było jeszcze dosyć chłodno, to nie zobaczyliśmy wszystkich zwierząt. Natomiast zobaczyliśmy miejsce, którego nie da się zapomnieć. Jest nim Słoniarnia, w której trzymane są słonie afrykańskie i która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
Słoniarnia składa się z trzykondygnacyjnego budynku o powierzchni 3,5 tys. m2, który na zewnątrz posiada taras widokowy na wybieg o powierzchni 6 ha, co więcej jest jeszcze jeden, mniejszy wybieg o powierzchni 2,5 m2. W środku budynku znajduje się wybieg o powierzchni 1,5 tys. m2, który zawiera niewielkie oczko wodne. Słonie w tym miejscu można podziwiać z balkonu. Obok zewnętrznego tarasu widokowego znajduje się wodospad, z którego woda spływa do jeziora zlokalizowanego w obrębie głównego wybiegu. Zachwycające, przy którym spędziliśmy najwięcej czasu.
W poznańskim ogrodzie zoologicznym spędziliśmy kilka godzin, więc zdążyliśmy już zgłodnieć. Poza tym nie zamierzaliśmy wcześnie wracać do hotelu, tylko wieczorem, jak poprzedniego dnia. Zaszliśmy więc do knajpki, która znajduje się na terenie zoo. Sposób podawania obiadów wyglądał, jak w szkole w amerykańskich filmach, czyli stało się w kolejce po tackę, a następnie aż obsługa zapyta się, co nałożyć. Różnica tu była tylko taka, że wybór był mniejszy i trzeba było zapłacić 😉 Moja żona zamówiła schabowego, a ja risotto. Porcje były wystarczające. U mnie trochę za dużo ryżu w porównaniu do pozostałych składników, ale się najadłem Było to smaczne, choć następnym razem zastanowiłbym się, czy ponownie skosztować dań w tym lokalu.
W poznańskim zoo nie zobaczyliśmy wszystkich zwierząt. Nie zobaczyliśmy również Fortu III, ponieważ można go zwiedzać tylko w sezonie letnim, w określonych godzinach i za dodatkową opłatą.
Fort III został wybudowany w latach 1877-1881 jako jeden z 18 fortów wchodzących w skład Twierdzy Poznań. Fort początkowo nosił nazwę Graf-Kirchbach, ale w 1931 roku otrzymał imię generała Józefa Niemojewskiego. Trochę dziwne, że tak późno. Od 2011 roku fort jest udostępniony zwiedzającym przez Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Fortyfikacji.
Z ogrodu zoologicznego wyszliśmy w kierunku Jeziora Maltańskiego. Tutaj zatrzymaliśmy się na trybunach i zastanawialiśmy się, z której strony jeziora wrócić w stronę Starego Miasta. Zdecydowaliśmy przejść się stroną północną, więc zeszliśmy na chodnik, który biegnie tą stroną jeziora. Widoki mieliśmy bardzo fajne na cały kompleks Poznańskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, Kopiec Wolności z wyciągiem i torem saneczkowym Malta SKI. Widzieliśmy również Galerię Malta oraz Termy Maltańskie. Po drodze zaszliśmy również zobaczyć Pomnik Ośrodka ZHP Poznań Nowe Miasto.
Po minięciu jeziora doszliśmy do przystanku tramwajowego Rondo Środka. Stąd tramwajem podjechaliśmy na ten sam przystanek, na który podjechaliśmy poprzedniego dnia, czy na Plac Wielkopolski. Tym razem z placu skręciliśmy w ulicę 23 lutego, którą doszliśmy do skweru pomiędzy Alejami Karola Marcinkowskiego.
Tutaj mieliśmy okazję zobaczyć piękne tulipany, a do tego pomnik Karola Marcinkowskiego, pomnik Golema i Fontannę z delfinami. Przechodząc przez skwer, trafiliśmy jeszcze na Stelę Heinza Macka, a następnie doszliśmy Placu Wolności, na którym spędziliśmy krótką chwilę.
Pomnik Karola Marcinkowskiego jest stosunkowo nowym obiektem na mapie Poznania. Monument został odsłonięty w 29 czerwca 2005 roku i przedstawia Karola Marcinkowskiego, który trzyma laskę w dłoni. Rzeźba jednego z twórców Pracy Organicznej wykonana jest z brązu, natomiast cokół, na którym stoi, wykonany jest z czerwonych płyt granitowych.
Pomnik mitologicznego Golema został odsłonięty 17 września 2010 roku. Jego autorem jest kontrowersyjny czeski artysta David Černý. Jego prace mieliśmy już okazję podziwiać w Pradze i Libercu. Rzeźba przedstawia postać Golema, który wygląda, jakby się poruszał. Ciekawy pomysł na rzeźbę, która w porównaniu do pozostałych dzieł autora jest stonowana i nie rzuca się tak w oczy.
Fontanna z delfinami znana jest również jako Studzienka Kronthala, czy Fontanna Lederera została odsłonięta w 1909 roku. Jej autorem jest berliński rzeźbiarz Hugo Lederer, natomiast fundatorem Gustaw Kronthal, stąd znana jest pod różnymi nazwami. Cechą charakterystyczną fontanny jest misa otoczona balustradą, na której znajdują się miedziane rzeźby chłopców siedzących na delfinach.
Stela Heinza Macka jest 18-metrową rzeźbą, która została odsłonięta 23 listopada 2006 roku. Ten stalowy słup zawiera obrotową głowicę w formie niesymetrycznej korony, napędzaną silnikiem, która obraca się wokół własnej osi co około 20 sekund.
Z Placu Wolności ruszyliśmy w stronę Starego Rynku, ale przed dodarciem do niego zaszliśmy do cukierni Hanna Piskorska. W cukierni kupiliśmy Rogale Świętomarcińskie. Następnie usiedliśmy na ławce na rynku i zaczęliśmy objadać się pysznymi rogalami. Były niesamowite smaczne, ale miały jedną wadę, śmierdziały. Śmierdziały malizną.
Na ławce trochę posiedzieliśmy, ale zaczęło robić się zimno, więc wstaliśmy, żeby pochodzić trochę po rynku. Tak spacerując, zastanawialiśmy się, czy wieczór spędzić w innym lokalu niż Brovaria. Niestety i tym razem nic innego nie wpadło nam w oczy. Znowu wylądowaliśmy w Brovarii i ponownie dobrze zrobiliśmy.
Tym razem po wejściu do browaru dostępne były tylko sale na poziomie rynku, więc usiedliśmy przy oknie w sali Bar i zamówiliśmy miodowe piwa i do tego Biesiadę, czyli zestaw przekąsek. Piwa podobnie, jak poprzedniego dnia były świetne. Dobrze smakowały w ten chłodny wieczór. Zestaw przekąsek również był bardzo smaczny i najedliśmy się nim do syta.
Będąc w nowym miejscu, zazwyczaj staramy się odwiedzać różne lokale, ale w Poznaniu nic poza Brovarią nie przykuło naszej uwagi. Podobnie mieliśmy z browarem Jan Olbracht w Toruniu, który na dwa wyjazdy, odwiedziliśmy trzy razy. Oczywiście pewnie są inne, fajne miejsca w Poznaniu, ale niestety my na nie nie trafiliśmy.
Po skończeniu biesiady w Brovarii pochodziliśmy jeszcze chwilę po Starym Rynku. Później przeszliśmy na Plac Wolności, gdzie przy akompaniamencie wody spływającej ze ścian Fontanny Wolności, czekaliśmy na tramwaj do pętli Ogrody. Po dotarciu na miejsce zostało tylko przespacerować się jeszcze kawałek do hotelu.
Tak oto spędziliśmy drugi dzień w Poznaniu. Był on równie udany, jak poprzedni. Zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc, choć zróżnicowanych, ponieważ zarówno zabytkową chrześcijańską świątynię, jak i współczesny ogród zoologiczny. Dzień ponownie zakończyliśmy, pijąc dobre piwo w miłej atmosferze.
Dzień 3
W poniedziałek wstaliśmy dosyć wcześnie, ponieważ chcieliśmy się przygotować do opuszczenia hotelu, ale wcześniej mieliśmy zamiar przejść się do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Tego dnia był dzień otwarty, więc można było zobaczyć różne stoiska. W związku z po przygotowaniu się do wyjazdu wyszliśmy na spacer do Ogrodu Botanicznego, który położony jest w pobliżu hotelu Campanile.
Początki Ogrodu Botanicznego sięgają lat 1922-1925, kiedy powstał Szkolny Ogród Botaniczny, dzięki inicjatywie profesora Uniwersytetu Poznańskiego Rudolfa Boettnera. Początkowo ogród mieścił się na obszarze 6 ha, natomiast w latach 1930-1936 został powiększony o około 8 ha a w 1992 o kolejne 5 ha.
W Ogrodzie Botanicznym można zobaczyć różnorodność flory, a najbardziej przykuwa oko Alpinarium, czyli skaliste sztuczne wzgórze, na którym rośną rośliny z różnych pasm górskich. Co więcej, znajdują się na nim oczka wodne oraz strumyk, co tworzy bardzo fajny klimat. O tej porze pięknie również wyglądały kwitnące magnolie. Ciekawie również wygląda fontanna z rzeźbą baletnicy.
W ogrodzie byliśmy dosyć wcześnie. Poza nami było tylko kilka osób. Dopiero później zrobił się tłum. Natomiast byli już rozstawieni sprzedawcy, więc przede wszystkim można było kupić różne rośliny, ale również były namioty gastronomiczne, z lokalnymi produktami spożywczymi, czy własnoręcznie robionymi torebkami, poszewkami, portfelami, naszyjnikami, czy kosmetykami.
Fajnie się spacerowało, w szczególności, że był to najcieplejszy dzień podczas naszego wyjazdu do Poznania, ale musieliśmy już wracać do hotelu. Zanim wróciliśmy do hotelu, chciałem się przejść nad pobliskie jezioro Rusałka. Niestety okazało się, że nie ma przejścia w okolicy, a żeby iść dalej, nie mieliśmy już czasu. Zostało nam pójść do hotelu, wziąć nasze torby i się wymeldować.
Wymeldowaliśmy się z hotelu i poszliśmy do pętli tramwajowej, aby podjechać w okolice dworca autobusowego. Zanim weszliśmy do tramwaju, zaszliśmy do cukierni Gruszecki, gdzie zaopatrzyliśmy się w Rogale Świętomarcińskie. Po zjedzeniu okazało się, że są równie pyszne, jak te z cukierni Hanna Piskorska. Palce lizać.
Po przyjechaniu pod dworzec autobusowy poszliśmy do Parku Karola Marcinkowskiego, gdzie usiedliśmy na ławce przy stawie i rozpoczęliśmy oczekiwanie na autobus, który mieliśmy mieć za ponad godzinę. W międzyczasie zjedliśmy rogale, których mogliśmy kupić więcej, ponieważ tak były dobre. Trzeba będzie jeszcze kiedyś przyjechać do Poznania, aby ponownie skosztować te pyszności.
Kilkanaście minut przed planowanym przyjazdem autobusu poszliśmy na przystanek. Po dojściu na miejsce na autobus czekał już tłum pasażerów. Część czekała na autobus w kierunku Berlina, a inni w stronę Warszawy. Po przyjechaniu autobusu wrzuciliśmy torby do luku bagażowego, zajęliśmy miejsca i gdy kierowca był gotowy, ruszyliśmy do Warszawy, zahaczając jeszcze o Łódź. Po kilku godzinach byliśmy na Młocinach. Stąd jeszcze trzeba było podjechać metrem do centrum Warszawy i pociągiem do domu, do którego dotarliśmy w nocy.
Nasza podróż do Poznania skończyła się, ale przed nami jeszcze inne wycieczki. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze do Poznania wrócimy zobaczyć miejsca, których jeszcze nie widzieliśmy oraz, żeby znowu zjeść świeże Rogale Świętomarcińskie. Poznań jest miastem z długą historią i wieloma zabytkami, które warto zobaczyć. Poza tym jest wiele innych miejsc, w których można miło spędzić czas i odpocząć. Wraz z żoną z Poznania wróciliśmy zrelaksowani i zadowoleni, że ten krótki wyjazd się nam udał. Gorąco polecam odwiedzić to miasto, ponieważ każdy znajdzie w nim coś dla siebie.