Piękny poniedziałkowy poranek zapowiadał słoneczny dzień, co pozytywnie nastawiło nas na zaplanowaną wcześniej wędrówkę po górach. A gdzie się wybieraliśmy? Planowaliśmy wejść na Kasprowy Wierch przez Przysłop Miętusi, czyli zahaczając o Czerwone Wierchy.
Po wyjściu z domu gościnnego leśną ścieżką doszliśmy do Drogi pod Reglami i czarnym szlakiem, wzdłuż Tatrzańskiego Parku Narodowego ruszyliśmy w kierunku zachodnim. Minęliśmy wejście do Doliny za Bramką, którą przeszliśmy w sobotę i kilkanaście minut później doszliśmy do wejścia do Doliny Małej Łąki.
Przy wejściu kupiliśmy wejście do parku i ruszyliśmy żółtym i niebieskim szlakiem w kierunku Wielkiej Polany Małołąckiej. Początkowo przyjemnie się szło wzdłuż Małołąckiego Potoku. Było jeszcze rześko, ale gdy słońce zaczęło grzać, a ziemia parować po ostatnich deszczach, zrobiło się duszno, co utrudniało wędrowanie.
Niecałą godzinę po minięciu kasy doszliśmy do rozwidlenia. W lewo prowadził szlak żółty w stronę Wielkiej Polany Małołąckiej, a w prawo niebieski do przełęczy Przysłop Miętusi. Przełęcz wyłoniła się nam kilkanaście minut później.
Wychodząc z lasu na polanę, pojawiły się pierwsze piękne widoki. Najpierw z prawej strony wyłoniła się Zawiesista Turnia, a za nią Czerwony Gronik. Idąc dalej, przed nami ukazał się Kominiarski Wierch, a pod nim Suchy Wierch i obok Zadnia Kopka. Natomiast z lewej strony za drzewami można było dostrzec Czerwone Wierchy. Sama polana w wielu miejscach usłana była kwitnącą na różowo wierzbówką kiprzycą, która dodawała uroku temu miejscu, przypominając lawendowe pola.
Z Przysłopu Miętusiego niebieskim szlakiem ruszyliśmy w kierunku Małołączniaka, do którego początkowo droga była bardzo przyjemna. Nie szło się ostro pod górę, tylko spokojnie, a w dodatku wśród drzew, które osłaniały przed słońcem. Od czasu do czasu zza drzew można było podziwiać Upłaziańską Kopkę i Kopę, Niżnią Miętusią Rówień, czy w oddali za nami Babią Górę, wystającą nad chmurami. Piękny widok.
Trochę ponad godzinę szliśmy do Kobylarza, czyli do niewielkiej polany poniżej Kobylarzowej Turni. Tutaj można było w pełni podziwiać strome zbocza Twardej Kopy, Ciemniaka i Krzesanicy. Widok zapierający dech w piersiach, który pokazał ogrom gór i najtrudniejszą część szlaku, która była przed nami.
Z Kobylarza idzie się coraz stromiej w górę po kamiennych blokach, aż trafia się na poprawiające bezpieczeństwo i ułatwiające wejście łańcuchy. Tutaj mimo niewielkiej ilości turystów zrobił się mały zator, ale był on spowodowany tym, że niektórych te łańcuchy przeraziły. My chwilę poczekaliśmy na swoją kolej i spokojnie przeszliśmy przez ten odcinek niebieskiego szlaku. Nie było to trudne przejście, choć w niektórych miejscach trzeba było uważać na kolejne kroki.
Kawałek drogi powyżej łańcuchów w dogodnym miejscu zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, nie przeszkadzając innym w dalszej wędrówce pod górę. Tutaj posililiśmy się na bloku skalnym, upajając się malowniczym widokiem na Tatry Zachodnie. Takie przerwy obiadowe są najprzyjemniejsze, a ich otoczenie powoduje, że nie chce się dalej ruszać. Najchętniej by się tu zostało, ale chcieliśmy zobaczyć, co na nas czeka wyżej.
https://www.instagram.com/p/BYoGAJEn-eb/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Kolejna część trasy nadal prowadziła stromym zboczem po kamiennych bloczkach, ale wędrówkę umilały nam piękne widoki. Po przejściu tej najtrudniejszej części szlaku weszliśmy na grzbiet Małołączniaka, który już łagodniej prowadził na szczyt. Tutaj również się zatrzymaliśmy, aby nacieszyć się widokiem na Twardą Kopę, Chudą Turnię, Upłaziańską Kopę, Kominiarski Wierch, Babią Górę, Zakopane, czy pobliski Giewont, na którym było widać sznur turystów. Do tego ta bliskość chmur sprawiły, że można było poczuć się jak w bajce. Jedynym mankamentem był chłodny wiatr.
https://www.instagram.com/p/BYdvYr8hhbd/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Dalsza droga przypominała wędrówkę przez pustynię, słońce prażyło i nie było widać końca drogi. Niby widzieliśmy szczyt, ale okazało się, że to tylko garby, a szczyt był jeszcze dalej.
W końcu zdobyliśmy pierwszy szczyt masywu Czerwonych Wierchów. Małołączniak o wysokości 2096 metrów nad poziomem zaliczyliśmy po raz pierwszy i od razu zakochaliśmy się w tym miejscu. Niesamowity widok na Wysokie Tatry, przykryte chmurami, nad którymi wystawały tylko czubki gór. Do tego Giewont w całej okazałości, widok na Zakopane, Tatry Zachodnie, a w oddali Beskid Żywiecki na czele z Babią Górą. Co więcej, bajkowy klimat wprowadziły obłoki unoszące się delikatnie poniżej szczytu i ta soczysta zieleń, którą pokryte były góry, nie mówiąc o Czerwonych Wierchach, pokrytych rudawymi kępkami. Świetne miejsce wypadkowe z cudowną panoramą!
https://www.instagram.com/p/BYujRjKB2cP/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Z Małołączniaka grzbietem Czerwonych Wierchów ruszyliśmy w stronę Kasprowego Wierchu. Niesamowicie ten szlak wygląda z Małołączniaka. Najpierw się schodzi, aby zaraz wejść na kolejny szczyt i tak aż do Kasprowego. Tylko zejścia i wejścia raz łagodniejsze a innym razem ostrzejsze. W niektórych miejscach ciężko się minąć, a w innych trzeba się wspinać na niewysokie skały. Przy odrobinie szczęścia można trafić na kozice, co nam się przydarzyło, schodząc z Małołączniaka.
W drodze na Kasprowy Wierch mijaliśmy Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.), Suchy Wierch Kondracki (1893 m n.p.m.), Suche Czuby (1799 m n.p.m), Goryczkową Czubę (1913 m n.p.m), czy Pośredni Goryczkowy Wierch. Cały czas towarzyszył nam piękny widok na Tatry Wysokie, a do tego Giewont, który obchodziliśmy dookoła.
W końcu dotarliśmy na kolejny z najbardziej znanych szczytów w polskich Tatrach. Mimo później pory, około godziny 17, Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.) nadal był niesamowicie oblegany przez turystów i kolejne osoby do niego jeszcze dochodziły.
https://www.instagram.com/p/BY6KRHDnkHQ/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Tutaj zrobiliśmy krótką przerwę i po posiłku poszliśmy w stronę kasy do kolejki, ponieważ planowaliśmy nią zjechać do Kuźnic, aby szybciej trafić do Zakopanego. Niestety okazało się, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. Do kasy była taka kolejka, że wielokrotnie się zawijała. Stwierdziliśmy więc, że nie ma sensu czekać w tej kolejce, tylko zielonym szlakiem zejdziemy do Kuźnic.
Zejście do Kuźnic zajęło nam niecałe 2 godziny i podejrzewam, że dłużej byśmy czekali na swoją kolej do kasy biletowej i później sam zjazd kolejką. Nie marnowaliśmy również czasu na stanie w miejscu, tylko dalej cieszyliśmy się przyjemnymi widokami, choć byliśmy już trochę zmęczeni.
Z Kuźnic busikiem podjechaliśmy do Krupówek. Przeszliśmy prawie cały deptak, aby znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy kupić małe co nieco. To taki mały szantaż ze strony mojej żony, której musiałem obiecać coś słodkiego po zejściu do Kuźnic. Weszliśmy do kawiarni Samanta, gdzie zamówiliśmy gofry z indywidualnymi składnikami. Odrobina szaleństwa.
https://www.instagram.com/p/BY8w7v0HSVG/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
W kawiarni zjedliśmy pyszne gofry, trochę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą podróż. Tym razem do naszego pokoju, choć po drodze zaszliśmy jeszcze do sklepu po piwko.
W ten o to sposób obeszliśmy cały Giewont. No prawie cały, ponieważ kawałek drogi przejechaliśmy busikiem w drodze powrotnej. Tak fantastycznie spędzony dzień, choć czując wędrówkę w nogach, zakończyliśmy w naszej ulubionej altance nad potokiem, przytulając się i popijając zimne piwko.
https://www.instagram.com/p/BY_bEcSnYKU/?utm_source=ig_web_button_share_sheet
Poprzedni dzień | Spis treści | Następny dzień |