Strona główna > Z dala od klawiatury > Podróże > Wakacje 2018 – Wejście na Rysy od Popradzkiego Stawu
Kategorie
Podróże

Wakacje 2018 – Wejście na Rysy od Popradzkiego Stawu

Na pierwszą wędrówkę po Tatrach podczas tego wyjazdu do Zakopanego od razu wybraliśmy trochę bardziej wymagający szlak. Postanowiliśmy wejść na Rysy od słowackiej strony i to był dobry wybór. Co prawda trzeba było dalej podjechać, ale nie było takich tłumów.

Do wyjazdu na Słowację przygotowaliśmy się dzień wcześniej. To znaczy, przygotowaliśmy prowiant, sprzęt i zapas wody. Euro jeszcze zostało nam z wyjazdu do Austrii, więc o pieniądze w tej walucie się nie martwiliśmy. Bardziej się martwiliśmy o to, czy nie popsuje się pogoda.

W dzień wyjazdu wstaliśmy o świcie. Chcieliśmy wcześniej być na miejscu, aby znaleźć wolne miejsce parkingowe. Poza tym zapowiadała się długa wędrówka, więc też przed zmrokiem dobrze by było wrócić do samochodu.

Trasę zaplanowałem od parkingu przy stacji kolejowej Popradské Pleso. Stąd w niecałe pięć godzin można dotrzeć na Rysy. Jeżeli tu nie byłoby gdzie zostawić samochodu, to zostałoby przejechanie kawałek dalej, do miejscowości Štrbské Pleso, gdzie znajduje się duży parking. Z tego miejsca czas przejścia jest podobny.

Trasa: Popradské Pleso, zastavka – Popradské Pleso, zastavka | mapa-turystyczna.pl

Dojazd na miejsce odbył się bez większych komplikacji. Jechaliśmy przez Poronin, Bukowinę Tatrzańską, Brzegi, Jurgów, Zdziar, Tatrzańską Łomnicę i Wysokie Tatry. Jedyną niespodzianką byłą słowacka drogówka, która stała zaraz za granicą i akurat kontrolowała naszego rodaka. Chwilę wcześniej mnie wyprzedzał, więc gdzieś się śpieszył.

Po dojechaniu na miejsce okazało się, że jeszcze jest gdzie zaparkować samochód. Oczywiście trzeba było zaparkować wzdłuż drogi, a opłatę pobierało dwóch miłych panów. Mogliśmy zapłacić w euro, ale i w złotówkach, choć przelicznik w naszej walucie nie był korzystny.

Na miejscu wiele aut było już zaparkowanych z jednej lub drugiej strony drogi. Część dopiero co dojechała. Inni jeszcze dojeżdżali. Gdy wracaliśmy, zdecydowanie więcej było samochodów, więc dobrze zrobiliśmy, że tak wcześniej przyjechaliśmy.

Dolina Mięguszowiecka
Dolina Mięguszowiecka

Początek niebieskiego szlaku poprowadzony jest asfaltową drogą, którą dotrzeć można do schroniska Popradské pleso. Łagodne podejście na początku trasy dobrze zadziałało na rozruszanie mięśni, a piękne widoki zachęcały do szybszego dotarcia w góry. Jednak im byliśmy wyżej, tym podejście robiło się trochę większe, a widoki zostały zasłonięte przez góry.

Kopa Popradzka i Korona Wysokiej
Kopa Popradzka i Korona Wysokiej

Zrobiliśmy krótką przerwę po dojściu do jeziora Popradzkiego. Od strony, którą szliśmy, do jeziora Popradzkiego można dojść przez polanę Popradzką, na której można zobaczyć „Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr”. My wybraliśmy inną drogę. Szliśmy dalej drogą asfaltową, choć przed samym schroniskiem zrobiliśmy sobie skrót szlakiem, który do niego prowadzi.

Po dojściu na miejsce przypomniałem sobie, że byłem już tutaj około dwudziestu lat wcześniej. Wraz z klasą byliśmy tutaj na wycieczce szkolnej. Musieliśmy iść podobną drogą, choć wtedy do jeziora Popradzkiego doszliśmy od polany, czyli obecnym żółtym szlakiem. Stąd czerwonym szlakiem przeszliśmy do Szczerbskiego Jeziora.

Kilkuminutowa przerwa skończyła się, a my ruszyliśmy dalej. Tym razem po dojściu do skrzyżowania szlaku niebieskiego z czerwonym, ruszyliśmy niebieskim, który również na początku był dosyć łagodny, ale już nie był asfaltowy. Tym szlakiem już mniej osób się wybierało.

Spokojnie wyszliśmy spośród drzew na otwartą przestrzeń. Już tutaj można było podziwiać z lewej strony Grań Baszt, z prawej Kopę Popradzką, a przed nami Wołowiec Mięguszowiecki. Szliśmy coraz wyżej, więc widoki robiły się ciekawsze.

Grań Baszt
Grań Baszt

Kawałek drogi po minięciu potoku Żabiego znajduje się rozgałęzienie. Niebieski szlak prowadzi w Koprowy Wierch, a czerwony na Rysy. Tutaj przez chwilę przeszło mi przez myśl, czy może jednak nie zmienić planów. Jednak nie zrobiliśmy tego i dalszą drogę szliśmy czerwonym szlakiem. Rysy czekały na nas.

Dolina Mięguszowiecka
Dolina Mięguszowiecka

Kolejnym ciekawym miejscem, które zobaczyliśmy, były kaskady na Żabim potoku. Woda przepływająca pomiędzy głazami, tworząc kaskady, wyglądała zjawiskowo. W tym miejscu kilka osób zrobiło sobie przerwę, a my po zrobieniu kilku zdjęć poszliśmy dalej.

Grań Baszt
Grań Baszt

Po minięciu Żabiego potoku zaczęło się ostrzejsze podejście. W wielu miejscach szlak został poprowadzony w sposób zygzakowaty, czyli szło się kawałek w jedną stronę, po czym następowała ostra zmiana kierunku. I tak szliśmy aż do Doliny Żabiej Mięguszowieckiej, gdzie zrobiło się łagodniej.

Wołowy Grzbiet
Wołowy Grzbiet

Szlak przez Dolinę Żabią Mięguszowiecką w dużej części poprowadzony jest przez płaskie bloki skalne. Dzięki czemu szybko ten odcinek można przejść, chyba że zejdzie się do Wielkiego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego, Można tu odpocząć i podziwiać góry otaczające dolinę. Wyżej wchodzić nie trzeba 🙂

Dolina Żabia Mięguszowiecka
Dolina Żabia Mięguszowiecka

Ze względu na to, że szybko można przejść przez Dolinę Żabią Mięguszowiecką, to szybko dochodzimy do kolejnych zygzaków. Znowu trzeba iść raz w prawo, raz w lewo, wchodząc coraz wyżej. W końcu dochodzimy do miejsca, które niektórych przerasta.

Dolina Żabia Mięguszowiecka
Dolina Żabia Mięguszowiecka

Drabinki, schodki i łańcuchy są miejscem, które wstrzymuje na jakiś czas dalszą wędrówkę lub przy dobrych wiatrach tylko spowalnia. Sytuacji nie poprawia to, że ten odcinek podzielony jest ne wejście i zejście, więc nie trzeba ustępować drogi. Niektórzy dopiero w tym miejscu uświadamiają sobie, że wchodzenie na Rysy może być kłopotliwe i blokują wejście. Nieliczni postanawiają wracać, inni w swoim tempie pokonują te ułatwienia.

Czy ten odcinek jest taki straszny? Nie. Trzeba tylko zwracać uwagę na to, gdzie stawia się nogi oraz na osoby przed i za nami. Myślę nawet, że niektóre wspomagacze trochę komplikują przejście tego odcinka, ale z drugiej strony poprawiają bezpieczeństwo.

Po minięciu odcinka z drabinkami spokojnie możemy podziwiać Dolinę Żabią Mięguszowiecką wraz z Żabimi Stawami Mięguszowieckimi, a do tego Grań Baszt na czele z Szatanem, czy Wołowiec Mięguszowiecki. Piękny widok, który sprawia, że co jakiś czas odwraca się głowę, aby zobaczyć ten obraz za nami.

Dalsza droga znowu prowadzi po blokach skalnych. Tutaj też po przejściu kawałka tego odcinka zrobiliśmy sobie małą przerwę na mały posiłek, nie utrudniając innym przejścia, Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że za rogiem była Chata pod Rysami. Z drugiej strony przy niej było ciasno, więc dobrze, że zatrzymaliśmy się w trochę wcześniej.

Wolne Królestwo Rysów
Wolne Królestwo Rysów

Jak wcześniej wspomniałem, kawałek drogi dalej można było zauważyć zarys schroniska. Zanim jednak do niego doszliśmy, minęliśmy drewnianą tablicę, która witała w Wolnym Królestwie Rysów, bo chyba tak można przetłumaczyć „Slobodné Kráĺovstvo Rysy”. Kawałek dalej przeszliśmy przez bramę, składającą się z dwóch kijków, które połączone były linką, z różnokolorowymi skrawkami materiału.

Brama do Rysów
Brama do Rysów

W końcu doszliśmy do schroniska, przed którym, stał rower z informacją o możliwości jego wypożyczenia. Taki słowacki żart. Drugi żart to znak drogowy, informujący o zakazie chodzenia w szpilkach. Taki znak przydałby się w innych miejscach.

Chata pod Rysami była oblegana, więc nawet do niej nie wchodziliśmy. Poszliśmy stanąć w sporej kolejce do chyba najbardziej znanej toalety w Tatrach.

Co wyróżnia tę toaletę? Niby prosta toaleta wykonana z desek i dachem przykrytym papą. Jednak postawiona jest na drewnianym podeście, który ułożony jest na konstrukcji z metalowych profili. Do tego pomalowana jest w bajowy motyw przedstawiający łąkę z różnymi żyjątkami, góry, a nad nimi uśmiechnięte słoneczko. Najciekawsze jednak jest to, że przez okno można podziwiać Dolinę Mięguszowiecką. Nigdzie chyba nie ma wychodka z takim widokiem.

Kopa nad Wagą
Kopa nad Wagą

Za schroniskiem kawałek szlaku jest łagodny i prowadzi po skalnych blokach. Później mamy trochę ostrzejsze podejście i wchodzimy na przełęcz Waga. Tutaj pojawia się widok na Dolinę Ciężką, kawałek Doliny Białej Wody, czy Jaworowe Wierchy. W tym miejscu również zaczyna się ostatni etap wejścia na Rysy.

Od przełęczy Waga od czasu do czasu niby widać oznakowanie szlaku, ale właściwie podchodzi się tak, jak wygodnie, zachowując ostrożność. Jedni wchodzą przez Kopę nad Wagą, co wymaga trochę więcej wysiłku. Inni idą trochę łagodniejszą drogą, aby kawałek dalej wspinać się już na któryś wierzchołek lub przełączkę pomiędzy polskim a słowackim wierzchołkiem.

Polski wierzchołek Rysów, a właściwie polsko-słowacki, okupowany był przez turystów. Ciężko było tam nogę postawić. Zamiast zrobić sobie biwak trochę niżej, przerwę mieli na szczycie, utrudniając innym przejście. Zacząłem się nawet śmiać, że brakuje tam baru z piwem i kebabem.

Najwyższy wierzchołek, który w całości leży po stronie słowackiej, a jego wysokość podawana jest w przedziale od 2501 m do 2503 m, był praktycznie pusty. Dlatego po szybkim zaliczeniu okupowanego wierzchołka, więcej czasu spędziliśmy na tym najwyższym. Stąd spokojnie mogliśmy podziwiać góry. Co prawda chmury trochę w tym przeszkadzały, ale i tak obraz był niesamowity.

Wejście na Rysy od słowackiej strony nie jest zbyt skomplikowane, choć w wielu miejscach trzeba uważać. Tym szlakiem wchodzą nawet starsze osoby, czy rodzice z dziećmi. Mijaliśmy takie rodziny i nawet małżeństwo, które spokojnie miało pięćdziesięcioletni staż za sobą. Nie zapomnę błysku w ich oczach, gdy mimo trudności weszli na przełączkę. Podziwiam takie osoby.

Droga powrotna była taka sama. Jedyną różnicą było ominięcie jeziora Popradzkiego. Poza tym droga była przyjemniejsza, ponieważ słońce, schowało się za chmurami, więc zrobiło się chłodniej. Jedyną nieprzyjemną sytuacją było to, że podczas mijania Żabich Stawów usłyszeliśmy krzyk i zaraz spadające kamienie. Kilkanaście minut później usłyszeliśmy helikopter ratowniczy. Prawdopodobnie ktoś zszedł ze szlaku i osunął się z góry. Nie wiem, czy udało się go uratować.

Po dojściu do parkingu doznaliśmy szoku. Co prawda pojawiło się wiele wolnych miejsc, ale wzdłuż drogi poustawianych było o wiele więcej samochodów niż rano. Były zaparkowane prawie do głównej drogi. Niezły widok i dowód, że popularny jest szlak, którym szliśmy.

Wracając do Zakopanego, planowaliśmy zajechać jeszcze do miejscowości Zdziar, aby przejść się ścieżką w koronach drzew. Niestety było już dosyć późno i raczej niewiele byśmy wtedy zobaczyli. Poza tym byliśmy zmęczeni, a czekała na nas jeszcze długa droga, więc odwiedzenie tego miejsca odłożyliśmy na kiedy indziej.

Zadowoleni wróciliśmy do pokoju. Za sobą mieliśmy wejście na najwyższy szczyt w Polsce, ale na następny dzień planowaliśmy kolejną wędrówkę. Nie mogliśmy zrobić dnia przerwy, ponieważ ostatniego dnia naszego pobytu w Zakopanem miało padać. W związku z tym poszliśmy szybko spać, aby się zregenerować.

Wideo

Przeczytaj również:

Oceń wpis
[Maks.: 0 Średnia: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.