Minął tydzień od naszego wyjazdu na urlop, a my znajdowaliśmy się w pięknej Bratysławie. To nie był koniec naszej podróży. Stąd jechaliśmy jeszcze do Zakopanego, gdzie mieliśmy zaplanowanych kilka tras po Tatrach. Trzeba było tylko tam do jechać, a nam się nie paliło.
Mimo tego, że poprzedniego dnia do pokoju wróciliśmy dosyć późno, to wcześnie wstaliśmy. Musieliśmy oddać pokój, a przed tym zjeść śniadanie. W związku z tym z grubsza przygotowaliśmy się do wyjazdu i zeszliśmy na śniadanie.
Po pysznym śniadaniu wystarczyło spakować pozostałe rzeczy i zrobić kawę do termosu na drogę. Oddaliśmy klucz do pokoju. Spakowaliśmy torby do samochodu i wyjechaliśmy z hotelowego parkingu. Daleko nie zajechaliśmy, ponieważ za bramą zaparkowaliśmy samochód na wolnym miejscu parkingowym.
Spacer po Bratysławie zaczęliśmy podobnie jak poprzedniego dnia. Ulicą Gajovą doszliśmy do kościoła św. Elżbiety. Następnie ulicą Bezručvą doszliśmy do Dostojevského i przeszliśmy na deptak, prowadzący na Stary Most.
Mostem nie przechodziliśmy na drugą stronę Dunaju. Przeszliśmy kawałek tylko po to, aby w dzień zobaczyć Stare Miasto. Stąd było widać, jak restauratorzy sprzątają po poprzedniej nocy.
Ze Starego Mostu zeszliśmy na bulwar, którym doszliśmy do mostu SNP, mijając skwery z kilkoma pomnikami. Jednym z pomników poświęcony był sowieckim partyzantom, inny małej tancerce o imieniu Tinka, a kolejny bułgarskim partyzantom. Dalej stały pomniki Martina Rázusa i Petera Michala Bohúňa.
Idąc nadbrzeżem, czy jednym z mostów wrażenie robiły zakotwiczone duże statki, które na dachu miały sztuczną trawę i leżaki. Nie widziałem ich płynących, ale pewnie miały postój w Bratysławie. Takim statkiem można wykupić rejs Dunajem pomiędzy Budapesztem a Wiedniem. Kiedyś nawet o nim myśleliśmy, ale jest to dosyć kosztowna wyprawa.
Z nadbrzeża wzdłuż mostu SNP doszliśmy do katedry św. Marcina. Historia tej katedry sięga XIII wieku, choć obecny wygląd zawdzięcza zmianom dokonywanym w latach 1869–1877. Będąc przy tej katedrze, polecam zwrócić uwagę na otwory okienne, które znajdują się w budynku połączonym z katedrą. Znajdują się w nich malunki różnych postaci, czy stworzeń.
Ulica Panská, przy której znajduje się katedra, była naszym punktem, który rozpoczął spacer po zabytkowej części Bratysławy. Szliśmy powoli, podziwiając architektoniczne perełki. Nie pamiętam, abym w jakimś innym mieście widział kamienice w tak dobrym stanie, do tego pięknie ozdobione.
Na Starym Mieście mniejsze wrażenie niż kamienice zrobił na mnie rynek, tzn. Hlavné námestie. Co prawda otoczony był pięknymi kamienicami, ale był mały i brakowało mi ratusza pośrodku. Bardziej mi się podobał Plac Hviezdoslava, który trochę przypomina krakowskie Plany, ale jest zdecydowanie lepiej zadbany i otoczony kamienicami przykuwającymi oko.
W kramach znajdujących się na Placu Hviezdoslava kupiliśmy kilka pamiątek, a następnie ulicą Gorkého przeszliśmy na Plac Kamienny. Wracaliśmy już powoli do samochodu, ale chcieliśmy jeszcze zrobić jakieś zakupy po drodze. Zaszliśmy więc do Tesco, gdzie zrobiliśmy małe zakupy spożywczy, żebyśmy mieli co zjeść następnego dnia. Przy okazji kupiliśmy również słowackie piwo na później.
Z Placu Kamiennego dojście do samochodu zajęło nam kilkanaście minut. Nie śpieszyliśmy się, choć robiło się już późno. Po dojściu do samochodu od razu ruszyliśmy w stronę polskiej granicy.
Wyjazd z centrum Bratysławy nie był jakimś dużym problemem. Początek trasy już mniej więcej miałem opanowany, to znaczy wiedziałem, jak ominąć roboty drogowe. Jedynie do Złotych piasków był większy ruch. Chyba Słowacy jechali tam, ochłodzić się w wodzie. Dalsza droga była spokojna i nawet przyjemna, ponieważ klimatyzacja znowu zaczęła pracować.
Jadąc cały czas autostradą, dojechaliśmy do miejscowości Žilina. Tutaj już wjechaliśmy na drogę lokalną, na której trzeba było zwracać bardziej uwagę. Nie zawsze asfalt był równy. Do tego sporo łuków. Za to w wielu miejscach piękne widoki, w szczególności, gdy jechaliśmy wzdłuż Orawy.
Po drodze do Zakopanego mieliśmy dwa przystanki. Pierwszy w miejscowości Kraľovany, gdzie zatankowałem samochód. Obawiałem się, że do Polski nie zdążę dojechać na tym, co mi zostało w baku. Następny nasz postój był kilka kilometrów dalej. Zatrzymaliśmy się w miejscowości Dolný Kubín, a właściwie w Penzión kúria. Byliśmy już głodni, a tu zjedliśmy porządny i bardzo smaczny regionalny obiad w przystępnej cenie. Do tego pierwszy raz od kilku dni usłyszeliśmy język polski.
Do Zakopanego dojechaliśmy wieczorem. Już nawet pani Biegańska dzwoniła do nas z pytaniem, czy jeszcze dzisiaj zajedziemy do nich. Udało się to zrobić bez większych utrudnień, choć do Zakopanego zjeżdżało się jeszcze sporo turystów.
Ze względu na to, że do domu gościnnego na Mraźnicy dojechaliśmy dosyć późno, to już nigdzie się nie wybieraliśmy. Po odebraniu pokoju zanieśliśmy do niego bagaż. Następnie ubraliśmy się cieplej i wyszliśmy do naszej ulubionej altanki zawieszonej nad potokiem zza Bramki. Kolejny udany dzień naszego urlopu zakończyliśmy, słuchając szumu wody i delektując się zimnym piwkiem. Uwielbiam tu wracać.
Wideo
Przeczytaj również:
- Na wakacje do Zakopanego przez Ebensee
- Wakacje 2018 – Do Wodzisławia Śląskiego przez Rybnik
- Wakacje 2018 – Przyjazd do Ebensee am Traunsee
- Wakacje 2018 – Spacer po Krippenstein i Hallstatt
- Wakacje 2018 – Wędrówka na Erlakogel
- Wakacje 2018 – Z Ebensee do Traunkirchen przez Großer Sonnstein
- Wakacje 2018 – Odpoczynek nad jeziorem Attersee
- Wakacje 2018 – Do Bratysławy przez Wiedeń
- Wakacje 2018 – Spacer po Zakopanem
- Wakacje 2018 – Dolina Chochołowska
- Wakacje 2018 – Wejście na Rysy od Popradzkiego Stawu
- Wakacje 2018 – Krzesanica przez Wyżnią Kirę Miętusią
- Wakacje 2018 – Ostatni spacer po Zakopanem
- Wakacje 2018 – Z Zakopanego do Krakowa
- Wakacje 2018 – Spacer po Krakowie
- Wakacje 2018 – Było miło, ale się skończyło