Już kilka lat temu planowałem wyjazd do Pułtuska, aby zobaczyć to niewielkie, choć chwalone przez wiele osób miasto. Niestety nie miałem okazji, żeby tam pojechać, ponieważ w planach były również inne miejsca, np. Bydgoszcz, Rzeszów, czy Białystok. W końcu nadarzyła się okazja, z której skorzystałem i wraz z żoną odwiedziliśmy Pułtusk.
W tym roku moja żona obchodziła ważny jubileusz, w związku z tym postanowiłem podarować jej coś nietypowego i trochę szalonego (pewnie nie dla wszystkich, ale dla nas tak), coś, co zapamięta na długo. Trochę czasu zajęło mi szukanie odpowiedniego prezentu, ale w końcu znalazłem go na portalu Wyjątkowy Prezent.
Prezentem, który zwrócił na mnie uwagę, był Lot widokowy we dwoje, czyli 30-minutowy lot lekkim samolotem marki Cessna. Lot miał odbyć się z Lądowiska Grądy, które znajduje się niedaleko Ostrowi Mazowieckiej, więc nie tak daleko od Pułtuska.
Początkowo zastanawiałem się, czy nie nocować w Ostrowi Mazowieckiej, ale stwierdziłem, że tam będzie zbyt mało rzeczy do zwiedzania. W związku z tym wybrałem Pułtusk i za pośrednictwem portalu Booking.com zarezerwowałem nocleg w hotelu Baltazar, który znajduje się w miarę blisko centrum miasta. Cena noclegu bardzo dobra, a do tego śniadanie i dostępne miejsce parkingowe spowodowały, że nie było za bardzo alternatywy. W sumie to w Pułtusku nie ma w czym przebierać, ponieważ znalazłem tylko trzy miejsca, gdzie można nocować.
Lot i nocleg zarezerwowaliśmy na 1 października i tego dnia w południe wyjechaliśmy do Pułtuska. Przed lotem, który mieliśmy mieć o 16, chcieliśmy się jeszcze zakwaterować w hotelu i trochę pochodzić po mieście, gdybyśmy mieli na to czas.
Do hotelu dojechaliśmy chwilę przed 14, więc przed rozpoczęciem doby hotelowej. W związku z tym poszedłem na recepcję zapytać się, czy można już się zakwaterować. Niestety pokój nie był jeszcze gotowy, ale miał być za 10-15 minut, więc zostawiłem samochód na parkingu hotelowym i poszliśmy na spacer po mieście. Był to ostatni ciepły weekend w tym roku, w związku z tym wolny czas warto było spędzić na powietrzu.
Podczas godzinnego spaceru najpierw zobaczyliśmy stary i niestety zdewastowany już amfiteatr, który znajduje się pod chmurką przy ulicy Baltazara. Obecnie służy młodzieży do „odstresowania się”. Następnie ulicą Bernardyńską, pomiędzy znanym Liceum Ogólnokształcącym im. Piotra Skargi i gotycką Bazyliką kolegiacką Zwiastowania Najświętszej Marii Panny doszliśmy do najdłuższego w Europie brukowanego Rynku.
Pułtuskie liceum jest jedną z najstarszych szkół średnich w Polsce. Szkoła została założona w 1440 roku przez biskupa płockiego Pawła Giżyckiego. Budynek, w którym znajduje się szkoła, jest ogromny, a mur otaczający wygląda, jakby otaczał więzienie. Ciekawe, czy takie same skojarzenia mają uczniowie i absolwenci tej szkoły.
Bazylika kolegiacka jest tylko o kilka lat młodsza od liceum. Podobnie jak liceum została ufundowana przez Pawła Giżyckiego w 1449 roku. Świątynia swoim wyglądem przyciąga oko i pewnie dlatego wiele młodych par wybiera ją na miejsce błogosławienia ich na wspólną drogę życia. Być może ma na to wpływ biały kolor elewacji, który raczej nie jest typowy dla architektury gotyckiej.
Pułtuski Rynek jest niespotykanym miejscem, który według mnie jest źle zorganizowany. Składa się z dwóch części rozdzielonych Ratuszem z wieżą ratuszową. Te części tworzą chaotycznie poukładane elementy.
Część od strony Bazyliki kolegiackiej pełni funkcję handlową i parkingową. Niestety różnokolorowe namioty kłócą się z charakterem brukowanego rynku, otoczonego odnowionymi kamienicami. Stragany powinny zostać ujednolicone tak, aby wyglądem pasowały do otoczenia, a miejsce na samochodu powinno być dostępne gdzie indziej.
Druga część zabytkowego Rynku w dużej części pełni funkcję parkingu, ale niewielki jej fragment przeznaczony jest na usługi gastronomiczne. W związku z tym tuż obok samochodów znajdują się ogródki piwne, co dziwnie wygląda. Taki miszmasz.
Ratusz obecnie pełni funkcję muzealną jako Muzeum Regionalne. Budynek podzielony jest na renesansowy gmach oraz gotycką wieżą, co w ciekawy sposób ze sobą kontrastuje. Znajdują się w nim eksponaty archeologiczne, pochodzące z wykopalisk prowadzonych na pułtuskim wzgórzu zamkowym, pamiątki po działających w mieście cechach rzemieślniczych, dawne mapy, czy przedmioty związane z kulturą ludową terenów Puszczy Białej. Ciekawymi eksponatami są odłamki meteorytu pułtuskiego, które spadły w okolicy miasta w 1868 roku.
Dochodząc do wschodniego krańca rynku, trafiliśmy na skwer z fontanną, która w słoneczny dzień wygląda malowniczo. Uroku dodaje jej tło. Z jednej strony zamek biskupi, a z drugiej brukowany rynek otoczony kamienicami, choć trochę jest to zaburzone przez zaparkowane na rynku samochody.
Kolejnym punktem zwiedzania był biskupi zamek w stylu renesansowym. Zamek usytuowany jest na niewielkim wzgórzu niedaleko Narwi. Z daleka nie widać, aby był na wzgórzu, ponieważ od strony miasta otoczony jest parkiem.
Obecnie pod nazwą Dom Polonii pułtuski zamek pełni funkcję hotelową i rekreacyjną. Jego otoczenie jest otwarte do zwiedzania, choć na noc pozostaje otwarta tylko główna brama, pozostałe są zamykane. Dzięki temu teren przynależny do zamku nie jest tak dewastowany, choć i tak wymaga większej uwagi, ponieważ nie jest zadbany. W szczególności brzydko wyglądają zarośnięte klomby.
Początkowo chciałem skorzystać z oferty tego hotelu, ponieważ reklamowali weekend dla dwojga w promocyjnej cenie, co mnie zainteresowało. Okazało się, że cena, która była podana w ofercie dla dwojga, dotyczyła ceny za osobę, co było widoczne dopiero w opisie promocji. Taki chwyt marketingowy.
Od strony Narwi znajduje się zamkowa przystań, gdzie można wynająć gondole, kajaki, rowery wodne, czy łódki. Fajna sprawa w ciepłe, letnie dni. Do tego w pobliżu jest kort tenisowy i bar piwny, który czynny jest w sezonie letnim. Poza tym tuż nad rzeką są altanki piwne.
Przez zamkowy park, wzdłuż przystani, przeszliśmy do furtki od strony nowej kładki nad Narwią. Pierwszy raz w życiu widziałem tak długą kładkę, która w nocy dodatkowo jest prosto, ale estetycznie oświetlona. Kładka miejscowość Popławy z Pułtuskiem. Widać, że mieszkańcom była bardzo potrzebna, ponieważ przechodzi przez nią wiele osób.
Ze względu na to, że musieliśmy zbierać się już do hotelu, aby odebrać pokój i zanieść do niego nasze rzeczy, a następnie jechać na lot widokowy, to zaczęliśmy wracać wzdłuż kanału A. Przez całą długość tego kanału, aż do ulicy Benedyktyńskiej, były zacumowane łódki. Widać, że mieszkańcy lubią wolny czas spędzać na wodzie. Inną fajną rzeczą, którą zauważyliśmy, idąc kanałem A, były kwiaty w doniczkach zawieszonych na barierkach mostków przecinających kanał. Świetny pomysł, który poprawia estetykę miasta i umila spacery.
Po dojściu do hotelu odebrałem klucz do pokoju i szybko z żoną poszliśmy zostawić nasze bagaże. Hotel z zewnątrz jest zadbany. W środku również nieźle wygląda. Na wystrój pokoju również nie ma co narzekać, ale smród dymu papierosowego to przegięcie. Jeszcze w żadnym hotelu tak nie śmierdziało, jak w hotelu Baltazar. Nawet w toruńskim Ibisie nie było czuć tak intensywnego smrodu dymu.
Cóż, nie mieliśmy już czasu zmieniać pokoju, czy hotelu. Tę jedną noc jakoś musieliśmy wytrzymać, więc po zostawieniu naszych rzeczy poszliśmy do samochodu, aby jechać pod Ostrów Mazowiecką na umówiony lot widokowy.
Jechaliśmy drogą numer 61 do miejscowości Różan, a następnie 60 w kierunku Ostrowi Mazowieckiej. Droga biegła wśród drzew, których liście już się złociły ze względu na porę roku. Taka wczesna, złota, polska jesień, której piękno kilka dni później popsuły opady.
Na lotnisko dojechaliśmy w niecałą godzinę. Zameldowaliśmy się i zostaliśmy poproszeni o zaczekanie na pilota, który musi zostać odprawiony. W tym czasie zrobiliśmy kilka zdjęć, nakręciłem kilka ujęć i pooglądaliśmy samoloty.
Gdy pilot, pan Mateusz Iwański, był gotowy, zaprowadził nas do samolotu, pomógł zapiąć pasy, poinformował, gdzie znajdują się torebki, jeżeli by się na zrobiło niedobrze i dał słuchawki do komunikacji wewnętrznej. Po tej całej procedurze przyszedł czas na wyczekiwany lot. Pilot przystąpił do operacji odpalenia silnika, która niestety się nie powiodła. Silnik nie chciał ruszyć. Nasz pilot wraz ze swoim współpracownikiem próbowali uruchomić silnik, kręcąc śmigłem, co nic nie dało.
Pomyśleliśmy, że nieźle się wpakowaliśmy. Co by było, gdyby silnik stanął w powietrzu i zaczęlibyśmy spadać? Adrenalina już podskoczyła, zanim ruszyliśmy w górę. A do tego myśli, czy przypadkiem nie zrezygnować z lotu, gdy są takie loty z samolotem.
Zostaliśmy poproszeni o wyjście z samolotu, ponieważ okazało się, że nie uda się go odpalić. Poprzedni pilot, który wypożyczył samolot, uszkodził rozrusznik, kręcąc nim, gdy silnik był odpalony. Zaczęliśmy oczekiwanie na kolejny, sprawny samolot.
Po kilkunastu minutach okazało się, że wszystkie samoloty, które używane są do lotów widokowych, znajdują się jeszcze w powietrzu i szybko nie wrócą. W związku z tym w powietrze wzniesiemy się samolotem, który używany jest do skoków spadochronowych. Jest on trochę większy od poprzedniego, więc po wsadzeniu dodatkowego fotela mogliśmy się rozsiąść w tym samolocie.
W końcu przyszedł czas na oderwanie się od ziemi. Pilot uruchomił silnik. Zrobiło się głośno. Pilot sprawdził kontrolki na desce rozdzielczej, dał sygnał odlotu i ruszyliśmy na początek pasa startowego. Po kilku minutach zaczęliśmy się unosić i podziwiać ziemię z lotu ptaka.
Kilka minut po oderwaniu się od ziemi przelatywaliśmy już nad Ostrowią Mazowiecką. W ciągu kilku następnych minut byliśmy nad Brokiem i podziwialiśmy rzekę Bug, która tworzy malownicze zakola. Widok w tej okolicy był niesamowity.
Nad Brokiem zatoczyliśmy koło i zaczęliśmy lecieć w stronę lotniska. Pilot pokazał mi ręką gest w dół i do góry, co oznaczało, że zacznie lecieć w dół i do góry. Uśmiechnąłem się, ponieważ wcześniej się śmiałem, że może zrobić beczkę. Po kilkunastu minutach byliśmy za pasem lotniska i zaczęliśmy szybko się obniżać. Lecieliśmy tuż nad pasem i nagle pilot skierował samolot w górę pod dużym kątem, co spowodowało, że wbiliśmy się w fotel i trochę źle się nam zrobiło, ale na szczęście szybko przeszło. Jak na nasze spokojne życie adrenalina podskoczyła chyba do maksymalnego poziomu. Niesamowite uczucie.
Ponownie polecieliśmy na tył lotniska i tym razem zaczęliśmy lądować. Myślałem, że lądowanie będzie gorzej wyglądało, ale było całkiem nieźle. Pilot postarał się, aby nie było mocnego uderzenia o pas startowy.
To był mój pierwszy lot i jak na razie ostatni, ale każdemu gorąco polecam choć raz w życiu wybranie się w taką podróż. Lot widokowy nie tylko pokazuje piękno otaczającego nas świata, ale również sprawia niesamowitą frajdę. Nie trzeba skorzystać z oferty Lądowiska Grądy, ale naprawdę warto coś takiego przeżyć, ponieważ taki lot w zapada w pamięci na długo i jest co wspominać.
Ze swojej strony mogę polecić lot widokowy, który organizowany jest przez firmę Targor-Truck Sp. z o.o. z Lądowiska Grądy. Profesjonalni piloci i bardzo miła obsługa powodują, że ma się ochotę wracać do tego miejsca, co widać po licznych klientach, którzy z lotu wracają uśmiechnięci. Z tego lotniska poza lotami widokowymi organizowane są również skoki spadochronowe w tandemie, co jest jeszcze większym przeżyciem, więc być może w przyszłości również skorzystam z takiej opcji.
Chwilę odetchnęliśmy i ruszyliśmy dalej, a dokładnie zostawić samochód pod hotelem w Pułtusku i pójść znaleźć jakieś miejsce, w którym można było spędzić wieczór. Po dojeździe do Pułtuska próbowaliśmy znaleźć jakiś bar lub restaurację w okolicy rynku. Okazało się, że dużego wyboru nie ma, ponieważ dostępne są tylko trzy lokale gastronomiczne. Obeszliśmy wszystkie i zatrzymaliśmy się w Magdalence, gdzie zamówiliśmy pizzę, frytki i piwko z kija.
Magdalenka jest prostym barem, przez co obawialiśmy się, że za jakiś czas przyjdą jacyś awanturnicy i zrobi się nieciekawie, w szczególności, że tego dnia był mecz Legii. Na szczęście tak nie było, okazało się, że przyszli fajni ludzie, którzy dobrze się bawili, a my zjedliśmy smaczną pizzę i miło spędziliśmy czas.
Po zjedzeniu pizzy i wypiciu piwa poszliśmy pospacerować po mieście. Pochodziliśmy trochę po przystani i wzdłuż Narwi. Chwilę posłuchaliśmy muzyki, która dochodziła z zamkowej piwnej altany i po przyjemnie spędzonym dniu poszliśmy do hotelu spać.
Niedzielę rozpoczęliśmy od smacznego śniadania w hotelowej restauracji. Śniadanie było wliczone w cenę noclegu. Po śniadaniu spakowaliśmy się i podjechaliśmy na pułtuski rynek, aby jeszcze trochę pospacerować po tym fajnym miasteczku i spędzić wolny czas nad wodą.
W ten ciepły, październikowy dzień miło było posiedzieć nad wodą w Pułtusku. Słońce przyjemnie ogrzewało, a cisza uspokajała. Warto spędzać wolny czas na powietrzu, ponieważ wtedy najlepiej się odpoczywa.
Przyszedł czas, żeby jechać dalej, a w planie miałem jeszcze wstąpienie do Serocka i Zegrza. Obie miejscowości położone są nad Jeziorem Zegrzyńskim, więc dzień spędzony nad wodą jeszcze się nie skończył.
Spacer po Serocku rozpoczęliśmy od zjedzenia gofra i wypicia kawy tak zwanej „przelewajki”, Następnie przez rynek poszliśmy nad molo, gdzie usiedliśmy i wpatrywaliśmy się w wodę, żaglówki, a od czasu w łabędzie, który przypływały do ludzi rzucających chleb. Po dłuższym czasie odpoczynku, gdy zrobiło się więcej ludzi, którzy chyba po obiedzie przyszli nad wodę, poszliśmy bulwarem Nadbrzeżnym w stronę Zegrza.
Fajnie zorganizowanym bulwarem, gdzie co jakiś czas znajdują się ławki, na których można przysiąść i odpocząć nad wodą, doszliśmy do ulicy Rybaki. Stąd zaczęliśmy iść w górę, w stronę centrum miasta. Po drodze trafiliśmy na miejsce, gdzie kiedyś mieściło się grodzisko Barbarka. Obecnie w tym miejscu znajduje się wzniesienie, a pod nim model grodziska. Po wejściu na wzniesienie można popatrzeć na jezioro, choć widok trochę zasłaniają drzewa.
Ostatnim punktem naszej podróży było Zegrze. Tutaj zatrzymaliśmy się na początku miasta i w sumie samego miasta nie zwiedzaliśmy. Poszliśmy od razu nad wodę, aby znaleźć jakieś fajne miejsce, w którym zjedlibyśmy obiad. Niestety nic ciekawego nie znaleźliśmy.
Widać, że Zegrze jest miejscowością, do której przyjeżdżają ludzie, aby pożeglować, ponieważ żaglówek, łódek, czy motorówek jest bardzo dużo, aż zacząłem się zastanawiać, skąd w naszym, biednym kraju ludzie mają pieniądze na takie hobby. Natomiast nie ma takich miejsc, jak w Serocku, gdzie można przysiąść. Przynajmniej my na takie miejsce nie trafiliśmy, a wzdłuż jeziora przeszliśmy od Portu głównego za Duży schron amunicyjny.
Pomiędzy portem a schronem mijaliśmy bar, więc wróciliśmy do niego, aby coś zjeść. Bar mieścił się w drewnianej budzie, ale był w fajnym miejscu, ponieważ tuż nad samą wodą. Co więcej, nie wyglądał, aby brakowało w nim klientów, więc i my w nim przysiedliśmy, zamawiając typowe, barowe jedzenie, czyli po hamburgerze i porcji frytek.
W Zegrzu zakończyliśmy wspaniale spędzony czas, w ten ciepły, październikowy weekend. Doświadczyliśmy niesamowitych wrażeń podczas lotu samolotem, a do tego odpoczęliśmy nad wodą. Teraz trzeba czekać na kolejną podróż. Jeszcze nie wiem gdzie, ale myślę, że w końcu wybierzemy się do Płocka, do którego nie mamy daleko, a jest w nim kilka fajnych miejsc, które warto zobaczyć.