Jestem ojcem od niespełna dwóch lat, więc dla niektórych jeszcze nic nie wiem o ojcostwie i wychowaniu, a nie mając doświadczenia nie powinienem się na te tematy wypowiadać. Być może tak jest, a być może jestem atypowym rodzicem, który inaczej podchodzi do rodzicielstwa i wiedzę oraz swego rodzaju doświadczenie zdobyłem wcześniej, co opiszę w kilku punktach.
Adopcja, a właściwie przysposobienie dziecka, sama w sobie nie jest przykrością. Co prawda jest to trudny czas, ale może on przynieść dużo radości. Tak też jest w przypadku naszego przysposobienia Jasia i podobnie u wielu rodziców biologicznych. Natomiast w naszym przypadku dochodzą przykrości, z którymi musimy się zmierzyć, a niekoniecznie dotyczą rodziców biologicznych.
Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy podzielić się pewną zmianą, która już kilka miesięcy temu u mnie zaszła. Nie miałem również i właściwie nadal nie mam pomysłu, jak to ewentualnie opisać, a zmęczenie i problem ze znalezieniem czasu powoduje, że ten wpis może być chaotyczny. A o co właściwie chodzi? Otóż wraz z żoną odnaleźliśmy puzzel, którego długo szukaliśmy. Tym puzzlem jest chłopiec o imieniu Jaś.