Czwartek był pierwszym dniem urlopu, w którym musieliśmy wstać tak wcześnie, czyli przed 6. Było to spowodowane tym, że o godzinie 7:05 miał nas zabrać autokar spod skrzyżowania ulic Armii Krajowej i Górnej. W związku z tym rano śpieszyliśmy się, aby najpóźniej o 6:50 wyjść z apartamentu, aby zdążyć na autokar. Gdybyśmy się spóźnili, to pewnie nie byłoby problemu, gdyby kierowca chwilę na nas poczekał, ale woleliśmy tego nie sprawdzać.
Czekając na autokar, już zaczęliśmy się martwić, czy przypadkiem o nas nie zapomnieli. Na szczęście nie. Autokar przyjechał z małym opóźnieniem, więc szybko do niego weszliśmy. Niestety wiele osób tak usiadło, że nie mogłem usiąść obok swojej żony. Ponoć te osoby, które wcześniej wsiadały, zostały poproszone o to, żeby zostawili dwa miejsca obok siebie dla nas, ale nikt tego nie zrobił. Szkoda.
Na wycieczkę jechaliśmy z przewodnikiem, który w dużym skrócie opowiedział, co dzisiaj będziemy zwiedzali. Powiedział, że bardziej szczegółowo opowie na miejscu. A gdzie się wybraliśmy? Pierwszym punktem było zwiedzanie Zamku Stolpen, który znajduje się w miejscowości o tej samej nazwie.
Stolpen jest niemieckim miasteczkiem, które znajduje się w Saksonii pomiędzy Budziszynem a Dreznem. Jest bardzo zadbaną i urokliwą miejscowością, w której poza zamkiem można podziwiać rynek z ratuszem wzniesionym w 1549 roku, aptekę z 1710 roku, Dom elektorski z 1673 roku, czy kościół z 1490 roku, który został odbudowany po pożarze z 1723 roku. Ciekawym obiektem, którego w Stolpen nie można ominąć, jest pocztowy słup dystansowy z herbami Polski i Saksonii, co poza zamkiem przypomina o unii Saksonii z Polską.
Do zamku przechodzi się przez podwórze, które dawniej pełniło funkcję zwierzyńca. Następnie mija się kasy i można wejść do pomieszczeń muzealnych. W tych pomieszczeniach można zobaczyć makietę przedstawiającą sposób funkcjonowania wodociągów. Dalej można zwiedzić salę z zabytkowymi wozami strażackimi oraz salę tortur i narzędzi, którymi torturowano więźniów. Dodatkowych informacji o ekspozycji można zasięgnąć z opisów zamieszczonych w gablotach, które urozmaicone są ciekawymi rysunkami.
Po wyjściu z tej części zamku przechodzi się na dziedziniec, gdzie można wejść do wieży Jana. W tej wieży przez ostatnie 49 lat swojego życia była więziona Anna Konstancja von Brockdorff, czyli słynna hrabina Cosel, kochanka króla Polski, Augusta II Mocnego. W tej wieży znajdują pomieszczenia, w których znajduje się wyposażenie, z którego korzystała hrabina. Można zobaczyć meble, wychodek, naczynia, czy srebrne ozdoby. Znajdują się tu również tablice, które opisują losy Anny Konstancji.
Po drugiej stronie dziedzińca widoczna jest wieża zegarowa. Na wewnętrznych ścianach tej wieży można zobaczyć stare freski oraz szczątki zegara, który dawniej wybijał godzinę mieszkańcom. Za tą wieżą znajduje się wieża widokowa, z której można podziwiać miasteczko Stolpen i jego okolice.
Z ciekawych miejsc, które można zobaczyć na terenie zamku, są jego podziemia, w którym znajduje się duch. Innym miejscem są ruiny kaplicy, w której znajduje się grób hrabiny Cosel, która zmarła 31 marca 1765 roku. Można tu również zobaczyć studnię, której głębokość wynosi ponad 80 metrów. Ta studnia była drążona przez 24 lata.
Po zwiedzeniu Zamku Stolpen poszliśmy zobaczyć rynek miasta, gdzie znajduje się pocztowy słup dystansowy, o którym wcześniej napisałem. Niestety nie mieliśmy czasu, aby sobie pochodzić po tym urokliwym i spokojnym miasteczku. Musieliśmy szybko wracać do autokaru, ponieważ czekał na nas kolejny punkt do zobaczenia.
Spod Zamku Stolpen pojechaliśmy zobaczyć Bastei, czyli formację skalną, która znajduje się w Górach Połabskich, a dokładnie w Parku Narodowym Saskiej Szwajcarii. Jest to największa atrakcja turystyczna Szwajcarii Saksońskiej i najczęściej odwiedzana. Bastei jest miejscem odwiedzanym przez turystów już od XVIII wieku. Dlatego też na początku XIX wieku został wybudowany drewniany most łączący kilka grup skalnych, aby podnieść atrakcyjność.
Nasza wycieczka podjechała autokarem na najbliższy parking, więc mieliśmy rzut beretem do Bastei. Musieliśmy tylko przejść niewielki kawałek. Już dojeżdżając do parkingu, widać było tłum turystów. Ich ilość zwiększyła się na drodze z parkingu do Bastei, więc po dojściu na miejsce był problem z przemieszczaniem się, a turyści przyjechali z różnych stron świata.
Bastei jest pięknym miejscem, w którym można podziwiać ogromne formy skalne, a z nich pobliskie miasteczka i Łabę. Pomiędzy tymi formami skalnymi przechodzi się mostkami, które kiedyś były drewniane, a obecnie murowane. Znajdują tu również metalowe tarasy, które zwiększają ilość miejsca, a do tego poprawiają bezpieczeństwo.
Widok na ogromne skały i najbliższą okolicę zapiera dech w piersi. Coś pięknego, co trzeba zobaczyć najlepiej na żywo, ponieważ nawet na zdjęciach nie da się tego odczuć.
Podczas zwiedzania Bastei za dodatkową opłatą mogliśmy zwiedzić pozostałości po prawdopodobnym górskim zamku. Za tę atrakcję już wcześniej zapłaciliśmy panu przewodnikowi, który miał kupić bilety. Niestety tempo zwiedzania było tak duże, że w ostatniej chwili dobiegliśmy do bramki, przez którą można wejść na teren zamku. Zobaczyliśmy część naszej grupy, która już weszła. Na szczęście moja żona dobrze zna język niemiecki, więc poinformowała ochroniarza, że nasza wycieczka już weszła, a my nie zdążyliśmy. Ochroniarz wpuścił nas bez problemu, ale niestety nie wszyscy mieli takie szczęście. Nie wszyscy znali język niemiecki, więc przepadły im pieniądze, a to doprowadziło do ich wściekłości.
Pozostałości zamku na terenie Bastei nie są czymś ciekawym. Są tam tylko opisy miejsc, w których mogły funkcjonować dane elementy zamku. Pewnie dlatego ta część nie jest już tak licznie odwiedzana, a przynajmniej nie była w tym czasie, kiedy my byliśmy. Piękne są natomiast widoki.
Szybko obeszliśmy teren zamku i wyszliśmy, aby dogonić naszą grupę. Niestety już jej nie widzieliśmy, więc sami zaczęliśmy schodzić do miejscowości Rathen. Z tej miejscowości mieliśmy wykupiony rejs statkiem do miejscowości Königstein.
Spotkaliśmy naszą grupę, gdy zeszliśmy do centrum miejscowości Rathen. Przewodnik nas poinformował, o której godzinie ma rozpocząć się rejs, gdzie się mamy spotkać i że on idzie odebrać bilety. Okazało się, że wiele osób jeszcze nie wróciło. W szczególności mieli z tym problem starsze osoby i panie w szpilkach, którym ciężko było chodzić po górach.
Mieliśmy tylko kilkanaście minut dla siebie, więc przeszliśmy się po tej ładnej miejscowości i poszliśmy do cukierni kupić domowe lody. Upał był niesamowity, więc taka smaczna forma ochłodzenia się była wskazana.
Zbliżała się godzina spotkania z przewodnikiem, więc poszliśmy w umówione miejsce. Część osób z naszej grupy czekała w tym samym miejscu co my. Inny w innym miejscu. Powoli zaczęły się schodzić kolejne osoby, które dołączyły się do tej drugiej grupy. Okazało się, że dostały już bilety od przewodnika, ponieważ ten czekał na nas przy jakieś restauracji.
Poziom irytacji wzrósł. Rozumiem, że przewodnik dostaje pieniądze za przekazywanie wiedzy na temat miejsc, które zwiedzamy, a nie za opiekę, ale żeby po ludzku nie interesować się grupą ludzi, którzy pierwszy raz są w danym miejscu. Co więcej, nieodpowiedzialnym zachowaniem było przekazywanie różnych informacji, gdzie mamy iść, o której godzinie się spotkać i w którym miejscu. Ludzie byli wściekli na tego przewodnika. Dobrze, że wszyscy się znaleźli.
Z drugiej strony biuro podróży również powinno przekazać bardziej szczegółowe informacje na temat wycieczki. Mam na myśli to, co dokładnie zwiedzamy i ile czasu na to mamy, jaki strój obowiązuje. Dobrze by było, aby przy pełnej liczbie uczestników wycieczki, jej czas został wydłużony tak, aby wszyscy na spokojnie mogli zobaczyć to, za co zapłacili, a nie biegali za przewodnikiem. Co więcej, przewodnik powinien być jakoś oznaczony, np. powinien chodzić z chorągiewką, co praktykowali przewodnicy innych wycieczek.
W końcu przyszedł i przewodnik, więc większość osób do niego podeszła po bilety. Zaraz przypłynął statek z inną wycieczką. Gdy pasażerowie wyszli, mogliśmy wejść, a poza nami weszło jeszcze wiele innych osób. Wypłynęliśmy o czasie.
Rejs po Łabie odbywał się parostatkiem w upalny dzień, więc był niesamowity. Do tego można było zamówić sobie jedzenie albo coś do picia. Minusem było to, że zabrakło miejsc siedzących, więc rejs z Rathen do Königstein przebyliśmy na stojąco, ale dzięki temu się opaliliśmy i mieliśmy piękne widoki. Początkowo podziwialiśmy miasteczko Rathen i Bastei, od których powoli się oddalaliśmy, a pod koniec rejsu widzieliśmy, jak powoli pojawia się twierdza i miasteczko Königstein.
Chwilę po rozpoczęciu rejsu moja żona poszła znaleźć toaletę. Wróciła po kilku minutach z niespodzianką. Przyniosła po zimnym piwku, co jeszcze bardziej umiliło nam rejs. ale spotkała się z niezbyt przyjemną sytuacją, gdy usłyszała od Niemki, która mówiła, że trzeba pilnować torebek, bo Polacy są na pokładzie. Przykre.
Po opuszczeniu statku poszliśmy na przystanek autobusowy, gdzie miał czekać na nas autokar, którym przyjechaliśmy ze Szklarskiej Poręby. Niestety jeszcze go nie było, więc musieliśmy na niego zaczekać, ale nie mogliśmy się oddalić. Okazało się, że kierowca stał w dużym korku, dlatego się spóźnił. W związku z tym szybko weszliśmy do autokaru i podjechaliśmy kawałek na parking, który znajduje pod twierdzą Königstein.
Twierdza Königstein jest górską warownią w Saskiej Szwajcarii, która położona jest na płaskowyżu wnoszącym się blisko 250 metrów nad poziom Łaby. Płaskowyż posiada strome stoki, które zostały uzupełnione o potężne mury obronne, otaczające cały szczyt góry. Te mury wyposażone są w odpowiednie otwory na strzelby i armaty.
Budowa twierdzy rozpoczęła się w 1559 roku i trwała aż do roku 1731. Przez ten czas poza murami obronnymi na płaskowyżu została wybudowana cała osada, która była samowystarczalna. Znajdują się tu budynki wojskowe jak koszary, schrony, czy zbrojownie, co więcej są magazyny, Zamek Jerzego, skarbiec, stajnie i kościół garnizonowy. Wszystkie budynki połączone są alejkami, a w niewykorzystanych miejscach rosną kwiaty.
Z ciekawszych atrakcji Twierdzy Königstein jest budynek z najgłębszą niemiecką studnią. Jej głębokość sięga 152 metrów. Dzięki temu warownia przez dłuższy czas mogła korzystać tylko ze swojego źródła wody. Tutaj można zobaczyć prezentację, jak długo spada woda wlana do studni. Na dole studni znajduje się kamera, która przekazuje obraz do monitora, widocznego przy wyjściu z budynku ze studnią.
Innym ciekawym budynkiem jest Zamek Magdaleny, który służył jako magazyn zbóż, warzyw, owoców, czy nawet przypraw. W piwnicach tego budynku przechowywane były alkohole jak wino, piwo i wódka. Tutaj stała również ogromna beczka na wino, która ponoć mogła pomieścić prawie 240 tysięcy litrów tego trunku. Mieli kiedyś rozmach.
Znajduje się tu również skarbiec, który pierwotnie był prochownią, ale ze względu na to, że twierdza uważana była za nie do zdobycia, została przekształcona na miejsce, w którym trzymano drezdeńskie dzieła sztuki, dokumenty i inne skarby. Te eksponaty można teraz podziwiać w drezdeńskim Zwingerze.
Twierdza Königstein to dobrze zaopatrzona warownia, która w gruncie rzeczy była samowystarczalna. Posiadała ogromne mury wspierane przez armaty, a dojście do niej było utrudnione. To wszystko sprawiło, że twierdza nigdy nie została zdobyta. Skoro uważano, że nie można było się do niej dostać, to z ucieczką też powinien być problem. W związku z tym z twierdzy zrobiono więzienie państwowe.
Obecnie na teren twierdzy można dostać się, przechodząc przez jej bramy albo wjeżdżając windą, którą wybrała się nasza wycieczka. Taka przejażdżka trwała kilka sekund, więc bardzo szybko można dostać się na górę. Z przejścia przez bramy wraz z żoną skorzystaliśmy, gdy już opuszczaliśmy twierdzę i szliśmy na parking do naszego autokaru.
Po zobaczeniu najważniejszych miejsc twierdzy dostaliśmy trochę czasu na indywidualne zwiedzanie, z czego skorzystaliśmy. Niektórzy w tym czasie poszli coś zjeść do warownej restauracji.
Podczas spaceru po twierdzy, a dokładnie wzdłuż jej murów, można podziwiać niesamowity krajobraz, jaki otacza tę twierdzę. Widoki są piękne, a w pamięci zapada przede wszystkim widok na góry stołowe i płynącą Łabę. Można również podziwiać domy z czerwonymi dachami, które znajdują się w miejscowości Königstein.
Na zwiedzaniu Twierdzy Königstein skończyła się nasza wycieczka. Pozostało tylko poczekać na resztę osób z naszej grupy i wrócić do Szklarskiej Poręby. Gdy wieczorem do niej dojechaliśmy, to wysiedliśmy w tym samym miejscu, w którym wchodziliśmy, więc do mieszkania mieliśmy niedaleko.
Teraz można było ocenić wycieczką, która mimo swoich zalet miała wiele wad. Zaletą było to, że zobaczyliśmy kilka niesamowitych miejsc, o których dowiedzieliśmy się ciekawych informacji. Pewnie, gdybyśmy sami pojechali, to takiej wiedzy byśmy nie zyskali. Dosyć miło też spędziliśmy czas i odpoczęliśmy podczas podróży. Natomiast największym minusem była słaba organizacja wycieczki, czyli to o czym pisałem wcześniej, niespójne informacje, gdzie i o której godzinie mamy się spotkać. Co więcej, aby zobaczyć te wszystkie miejsca, trzeba by było poświęcić więcej czasu. W szczególności tego czasu zabrakło, zwiedzając twierdzę Königstein, ponieważ dla niej trzeba poświęcić wiele godzin, a nawet dzień, gdybyśmy chcieli też zwiedzić pobliskie miasteczko.
Przeczytaj również:
Dzień pierwszy: Stare Miasto, wyspy, Hala Stulecia i Fontanna multimedialna we Wrocławiu.
Dzień drugi: Panorama Racławicka i ogród zoologiczny we Wrocławiu.
Dzień trzeci: Zamek Książ i Szklarska Poręba.
Dzień czwarty: Zakręt Śmierci, Wielki Kamień i Jakuszyce.
Dzień piąty: Wodospad Kamieńczyka, Szrenica i Wodospad Szklarki.
Dzień siódmy: Zapora Pilchowice, Jelenia Góra i Cieplice.
Dzień ósmy: Drezdeńskie skarby.
Dzień dziewiąty: Karpacz i Śnieżka.
Dzień dziesiąty: Szrenica, Łabski Szczyt, Śnieżne Kotły i Wielki Szyszak.
Dzień jedenasty: Czeska Praga i balet Carmen.
Dzień dwunasty: Chybotek i Złoty Widok w Szklarskiej Porębie.
Dzień trzynasty: Piwo w Libercu.
Dzień czternasty: Wyjazd ze Szklarskiej Poręby.