Strona główna > Z dala od klawiatury > Podróże > Przyjazd do Dusznik-Zdroju
Kategorie
Podróże

Przyjazd do Dusznik-Zdroju

W dzień naszego wyjazdu na upragniony urlop byliśmy już przygotowani. Wystarczyło tylko zjeść śniadanie, zrobić prowiant na drogę i spakować torby do samochodu. Chcieliśmy z samego rana wyjechać, aby dojechać w miarę wcześnie na miejsce. Nie mieliśmy planów, żeby zwiedzić coś po drodze, więc od razu ruszyliśmy do Dusznik-Zdroju.

Do Wrocławia jechało się nam świetnie. Nie było zbyt dużego ruchu, więc do stolicy Dolnego Śląska dojechaliśmy bardzo szybko. Mieliśmy nawet jedną przerwę na rozruszanie kości i napicie się kawy. Gorzej jednak zaczęło się robić na obwodnicy Wrocławia, gdzie pojawił się większy ruch.

Po minięciu Wrocławia, gdy zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy na drogę krajową numer 8, początkowo również jechało się nieźle. Jednak było tak przez chwilę. Trafiliśmy na niewielki zator, który spowodowany był przez traktor. Ze względu na wiele zakrętów i spory ruch w przeciwnym kierunku, ciężko było go wyprzedzić, więc przez dłuższy czas jechaliśmy powoli.

Co ciekawe, jeden z niecierpliwych kierowców auta marki BMW, raczej znający te okolice, przed Wilkowem Wielkim zjechał z głównej drogi i omijał zator drogą równoległą, która nie była w zbyt dobrej kondycji. Do tego trzeba było przejechać przez przejazd kolejowy, nie wiem, czy czynny. W każdym razie zostawiając za sobą kurz, w ostatniej chwili wjechał przed traktor.

Gdy traktor zjechał z drogi krajowej, dalsza część trasy była mieszana. Przez jakiś czas jechało się płynnie, po czym w okolicy Kłodzka znowu był większy ruch. Następnie znowu szybko można było jechać, aby w Polanicy-Zdrój trochę postać w korku. Wyszło na to, że dużo krótszą drogę z Wrocławia do Dusznik-Zdroju przejechaliśmy w podobnym czasie, co spod Warszawy do Wrocławia.

Podczas podróży kontaktowała się z nami właścicielka apartamentu, który wynajmowaliśmy z pytaniem, kiedy przyjedziemy, ponieważ ona musi wyjechać. Ze względu na trudności podczas jazdy uzgodniliśmy, że zostawi klucz koleżance z pobliskiego sklepu, a my od niej odbierzemy, żeby na nas nie czekała.

Po przyjeździe pod apartament poszedłem do sklepu, w którym miałem odebrać klucz, a uprzejma właścicielka, potwierdzając, że ja to ja, zamknęła sklep i poszła wszystko wyjaśnić. Dowiedziałem się, jak dostać się do apartamentu oraz z którego miejsca parkingowego mogę korzystać. Miło z jej strony.

Zaparkowałem auto na przysługującym mi miejscu, po czym zaczęliśmy przenosić bagaż do apartamentu.

W Dusznikach-Zdroju nocleg mieliśmy zarezerwowany przy ulicy Wojska Polskiego 3a w apartamencie Lidia. Jest to niewielki pokój na parterze z aneksem kuchennym, na który składa się czajnik elektryczny, niewielka lodówka i kuchenka mikrofalowa. W pokoju duże i wygodne łóżko, a do tego telewizor i dostęp do Wi-Fi. Oczywiście lokal wraz z łazienką. Apartament czysty i do tego miły akcent w postaci wina i świeżych owoców.

Nocleg w tym miejscu zapowiadał się przyjemnie, choć trzeba było się jakoś przyzwyczaić do niewielkiego pokoju. Problemem jednak okazała się pierwsza i kolejne noce. Niestety ze względu na upał to niewielkie pomieszczenie szybko się nagrzewało, więc w nocy fajnie by było spać przy otwartym oknie, ale było ciężko ze względu na ludzi, którzy przechadzali się pod oknem i często wydzierali się, śpiewali, a nawet i kłócili. Noce tam były czasem ciężkie, ale i tak miło wspominam w nim pobyt.

Po przyjeździe do pokoju zjedliśmy kanapki, które przygotowaliśmy sobie w domu, wypiliśmy kawę i trochę się odświeżyliśmy po długiej podróży. Na spacer po Dusznikach nie mogliśmy się wybrać, ponieważ chwilę po tym, gdy przyjechaliśmy, zaczęło padać.

Na spacer wyszliśmy, gdy przestało padać. Chcieliśmy zrobić krótki obchód po miejscowości, do której przyjechaliśmy. Poza tym w planie mieliśmy zrobić niewielkie zakupy na następny dzień.

Pierwszym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć w Dusznikach-Zdroju był Rynek. W związku z tym po wyjściu z budynku ulicą Wojska Polskiego doszliśmy do Adama Mickiewicza, a nią powoli dotarliśmy na Rynek, idąc pomiędzy ładnymi kamienicami, choć niektóre były w kiepskim stanie.

Rynek w Dusznikach-Zdroju znajduje się na zboczu wzniesienia i otoczony jest pięknymi kamienicami. Co ciekawe, pomiędzy tymi kamienicami znajduje się ratusz, który jakoś specjalnie się nie wyróżnia. Budynek, w którym mieści się Urząd Miasta, zlewa się z sąsiednimi budynkami.

Na rynku znajduje się fontanna w kształcie słupa granicznego z czterema ścianami, z których wystają wylewki. Plac centralny przecina droga, więc nie można po nim swobodnie chodzić. Po drugiej stronie tej drogi znajduje się replika pręgierza oraz kolumna wotywna z XVIII wieku.

Rynek opuściliśmy, wchodząc w ulicę Juliusza Słowackiego, gdzie minęliśmy kościół Matki Bożej Różańcowej, który został wybudowany w 1845 roku jako kościół ewangelicki szwedzkiego Związku Gustawa Adolfa. Następnie trafiliśmy na ciekawy mural, znajdujący się na budynku o numerze 15, a przedstawia dwie kobiety przy ognisku. Pomiędzy tymi kobietami znajduje się karta z rysunkiem, na którym widnieją dwie polskie flagi. Z tego, co znalazłem w internecie, początkowo jedna z tych flag miała czeskie barwy. Mural został stworzony przez Annę Szejdewik.

Następnie doszliśmy do ulicy Sudeckiej i obchodząc hotel Matteo, ruszyliśmy w stronę sklepu Lewiatan. Tutaj zrobiliśmy niewielkie zakupy i ruszyliśmy dalej zwiedzać Duszniki-Zdrój.

Idąc ulicą Sudecką, doszliśmy na rynek, a następnie weszliśmy w Orlicką i skręciliśmy w Krakowską. Tutaj od razu przy budynku na Zamkowej 3 trafiliśmy na drewnianą rzeźbę mulona, który trzyma koguta. Na tym budynku znajduje się również abstrakcyjny mural, na którym również widoczny jest kogut, który w łapie trzyma fajkę, a na głowie ma kapelusz, przypominający wiatrak. Natomiast po drugiej stronie ulicy zamkowej, przed przedszkolem trafiliśmy na kolejną drewnianą rzeźbę muflona, który na rękach trzyma jagniątko.

Z ulicy Krakowskiej weszliśmy w Zdrojową i kawałek dalej kładką nad Bystrzycą Dusznicką przeszliśmy do parku. Idą wzdłuż potoku doszliśmy do końca parku, gdzie postanowiliśmy zawrócić. Trochę padało i zrobiło się chłodno, więc woleliśmy wrócić już do pokoju. Po drodze podeszliśmy tylko do źródła Agata i źródła Felix. Oba źródła są ogólnodostępna i można z nich nabrać sobie wody typu szczawa wodorowęglanowo-wapniowo-sodowo-magnezowa. Pierwsze źródło to rzeźba Agaty Hohenlohe-Schillingsfürst, natomiast drugie przedstawia Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego.

Przed wieczorem wróciliśmy do pokoju i już z niego nie wyszliśmy. Pogoda popsuła się jeszcze bardziej, więc nie chciało się nam już wychodzić. Poza tym byliśmy zmęczeni, a na następny dzień mieliśmy zaplanowaną wczesną pobudkę, aby ruszyć na pierwszą wędrówkę. Wybieraliśmy się w Góry Stołowe.

Spis treści

Oceń wpis
[Maks.: 1 Średnia: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.