Jakiś czas temu zamieściłem wpis „Odnaleziony puzzel – Jaś” o tym, że wraz z żoną przysposobiliśmy cudownego niemowlaka. Zostanie rodzicami zmieniło nasze życie w dużym stopniu, ale nie zniknęła w nas chęć do podróżowania. Z Jasiem wybieraliśmy się na krótsze wypady, np. wo warszawskiego ogrodu zoologicznego, czy na spacer do Kampinowskiego Parku Narodowego. Obawialiśmy się jednak jego reakcji w nieznanym miejscu, gdzie musiałby spędzić noc. Postanowiliśmy wybrać się na weekend do najbliższego miejsca, które lubimy, a nie jest tak daleko, do Płocka.
W ostatni dzień naszego pobytu w Kamiennej Górze zrobiliśmy sobie luźniejszy dzień. Byliśmy po trzech dniach wędrowania po górach, co prawda te wędrówki, to nie wypad w Tatry, ale jednak. Poza tym plan, aby obejść, jak najwięcej szczytów, zaliczanych do Korony Gór Polski mieliśmy wykonany. Właściwie mogliśmy już wrócić do domu, ale postanowiliśmy jeszcze odpocząć.
W dzień naszego wyjazdu na upragniony urlop byliśmy już przygotowani. Wystarczyło tylko zjeść śniadanie, zrobić prowiant na drogę i spakować torby do samochodu. Chcieliśmy z samego rana wyjechać, aby dojechać w miarę wcześnie na miejsce. Nie mieliśmy planów, żeby zwiedzić coś po drodze, więc od razu ruszyliśmy do Dusznik-Zdroju.
Po burzliwej i wietrznej nocy przyszedł deszczowy poranek. W ten dzień mieliśmy wejść na Lubomir, zaczynając drogę od Villi Vincentów i idąc czerwonym szlakiem przez Śliwnik, ale zrezygnowaliśmy z tak długiej trasy. Nie wiadomo było, co nas czeka w ten deszczowy dzień, więc trasę sobie skróciliśmy.
Przyszedł dzień, w którym musieliśmy opuścić Zakopane. Czekał na nas nocleg w Myślenicach, ale zanim wyjechaliśmy z Zakopanego, mimo deszczowej pogody, wyszliśmy na krótki spacer. Taki spacer na pożegnanie.