Strona główna > Z dala od klawiatury > Podróże > Wakacje 2018 – Wędrówka na Erlakogel
Kategorie
Podróże

Wakacje 2018 – Wędrówka na Erlakogel

Kolejnego dnia naszego urlopu musieliśmy wycisnąć z siebie trochę energii. Zaplanowaliśmy wejście na Erlakogel, którego wysokość wynosi zaledwie 1575 m, ale mimo to trochę się zmęczyliśmy. Już nie mówię o przygodach, które nas spotkały, ale o tym zaraz.

Podobnie, jak poprzedniego dnia, przed wyjściem zjedliśmy pyszne i sycące śniadanie. Nie chciało się nam gdzieś ruszać. Mieliśmy ochotę tu siedzieć i patrzeć na Erlakogel z daleka. W końcu jednak się zebraliśmy i ruszyliśmy w góry.

Domyślaliśmy się, że możemy wrócić wieczorem, więc pierwszym miejscem, do którego trafiliśmy po wyjściu z pokoju, były pobliskie markety. Kupiliśmy w nich nakrycia na głowę, których zapomnieliśmy wziąć z domu. Do tego suchy prowiant i po piwie. Z takim ekwipunkiem ruszyliśmy w góry.

Początek trasy zdawał się być błahostką. No bo, co jest męczącego w chodzeniu po płaskim terenie? Otóż jest to temperatura, która wynosiła około 30 stopni, a później było jeszcze gorzej.

Po dojściu do lasu, w którym miał się zacząć szlak, musieliśmy znaleźć ścieżkę, którą ten szlak prowadzi. W końcu się udało i od razu zaczęliśmy iść ostro pod górę. Na szczęście słońce zasłaniały drzewa, więc tu nie było tak strasznie gorąco.

Kilkadziesiąt metrów wyżej trafiliśmy na kolejny problem związany ze szlakiem. Został zamknięty i oznaczony czerwoną taśmą. Na szczęście tym razem było oznaczenie, którędy można przejść.

Przez jakiś czas dalej szliśmy bez większych komplikacji. Raz musieliśmy wchodzić ostro w górę, aby zaraz iść po prawie płaskiej ścieżce. Dobrze, że nadal odbywało się to w lesie.

W końcu doszliśmy do jakieś drogi, która nie była oznaczona. Poszliśmy w lewo, ale po kilku minutach wróciliśmy. Nie było widać oznaczenia szlaku, więc stwierdziliśmy, że pewnie to błędna droga. Poszliśmy w drugą stronę. To był poprawny kierunek, ponieważ doszliśmy do wodopoju, przy którym była drabinka oraz informacja o szlaku na Erlakogel. Musieliśmy tylko uważać, ponieważ przez drewnianą furtkę wchodziliśmy na teren, gdzie było wypasane bydło.

Na polanie, na którą weszliśmy, na szczęście nie było bydła. Natomiast wyłoniły się pierwsze widoki, ale również słońce, które niemiłosiernie paliło. Przeszliśmy więc szybko obok Spitzlsteinalm i weszliśmy z powrotem do lasu.

Spitzlsteinalm
Spitzlsteinalm

Niestety ten las okazał się niewielki, więc zaraz znowu wyszliśmy na polanę. Tak już było przez jakiś czas. Las, palące słońce. Las, palące słońce. W końcu zostało samo palące słońce.

Na tej polanie znowu zaczęliśmy szukać szlaku. Tym razem moja żona została schowana w cieniu, a ja przeszedłem polanę w poszukiwaniu szlaku. Znalazłem, przechodząc przez polanę i odwracając się za siebie. W oddali zauważyłem ścieżkę, więc wystarczyło, żebyśmy poszli wzdłuż lasu, a byśmy trafili w poprawne miejsce. Szlak zaczynał się po przejściu przez kolejną furtkę.

Widok spod Ebenseer Wasserkogel
Widok spod Ebenseer Wasserkogel

Idąc szlakiem dalej, dotarliśmy do budki, w której się zatrzymaliśmy. Mieliśmy z niej przepiękny widok na Traunsee. Mieliśmy nawet ochotę zostać tu i wypić piwo. Postanowiliśmy jednak wdrapać się na Erlakogel, więc ruszyliśmy dalej. Piwo wypiliśmy w drodze powrotnej.

Konik polny
Konik polny
Konik polny
Konik polny

Wejście na Erlakogel w tym upale było na tyle męczące, że moja żona postanowiła się zatrzymać i dać sobie spokój z dalszą wędrówką. Nie miała już siły. Uzgodniliśmy, że zostawię ją z plecakiem i wodą w cieniu, a sam polecę na szczyt. Tak też zrobiłem. Sam zobaczyłem ten niesamowity widok ze szczytu i żonę, które jednak postanowiła ruszyć kawałek dalej, więc do niej zbiegłem. Myślałem, że jeszcze razem wejdziemy, ale stwierdziła, że jednak dalej nie wchodzi. Zeszliśmy tylko kawałek ze szlaku, żeby zobaczyła widok podobny do tego, który zobaczyłem na szczycie. Było cudownie.

Widok z Erlakogel
Widok z Erlakogel
Widok z Erlakogel na Traunstein
Widok z Erlakogel na Traunstein
Widok na Dachstein
Widok na Dachstein

Przez całą drogę na szczyt spotkaliśmy tylko trzy osoby. Jedna schodziła, gdy my wchodziliśmy. Druga osoba weszła na szczyt kilka minut po mnie. Trzecią mijaliśmy, gdy schodziliśmy.

Ebensee am Traunsee
Ebensee am Traunsee
Ebensee am Traunsee
Ebensee am Traunsee

Zejście z Erlakogel to była kolejna przygoda. Przygoda z wieloma emocjami, ponieważ daliśmy się wprowadzić w maliny przez Google Maps. Otóż żonie nie chciało się schodzić tą samą drogą, więc zobaczyłem w Google Maps, jak przebiegają drogi, które mijaliśmy. Okazało się, że niedaleko chaty, którą mijaliśmy, narysowana jest droga, która byłaby niezłym skrótem. Niestety ta droga okazała się przepaścią. W OpenStreetMap i AutoMapie tej drogi nie było, ale uwierzyłem Google Maps.

Traunsee
Traunsee
Traunsee
Traunsee
Traunsee
Traunsee

Wiedziałem, że w tej lokalizacji powinien być szlak, którym kiedyś wchodziliśmy do Gasselhutte. Zaczęliśmy go szukać. Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy jakąś ścieżkę, ale była ślepa. Zaczęliśmy więc wracać, ale wiedzieliśmy, że dojdziemy po ciemku. Na szczęście spotkaliśmy myśliwego, który przewiózł nas spory kawałek, co znacznie przyśpieszyło nasz powrót. Pierwszy raz jechałem z dopiero co zabitą sarną na pace.

Co do szlaku, który zapamiętałem z poprzedniego wyjazdu, to miałem rację. 200 metrów za ślepą ścieżką był szlak, o który mi chodziło. Myślę, że jednak pomoc myśliwego była lepszym i wygodniejszym rozwiązaniem. Miejsce, w którym nas wysadził, było już mi znane, choć do Ebensee mieliśmy jeszcze spory kawałek drogi.

Rindbach
Rindbach

Schodziliśmy wzdłuż potoku Rindbach. Kiedyś na tym szlaku było ujęcie wody z podstawioną szklaneczką. Teraz tego niestety nie było. Po minięciu wodospadu Rindbach byliśmy już prawie w domu. Stąd tylko kawałek drogi dzielił nas od tabliczki z kolejną niespodzianką. Okazało się, że o tej porze nie powinniśmy znajdować się w lesie, ze względu na polowania. No cóż, gdy chodziliśmy, takiej informacji nie było.

Do pokoju wróciliśmy po zmroku. Byliśmy cali i zdrowi, choć bardzo zmęczeni. Na następny dzień planowaliśmy kolejną wędrówkę.

Mimo kilku mniej lub bardziej ciekawych przygód to był kolejny udany dzień. Trochę wysiłku nas on kosztował, ale było warto i zostanie w naszej pamięci na długo. W pamięci pozostaną również cudowne widoki i podróż z martwą sarną.

Wideo

Przeczytaj również:

Oceń wpis
[Maks.: 0 Średnia: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.