Zakopane przywitało nas tak, jak zawsze, czyli deszczem. Tym razem jednak wyjątkowo obfitym, co mogło przedłużyć nasze wyjście w góry. Na szczęście patent z włożeniem ręczników papierowych do butów bardzo pomógł i mogliśmy wybrać się na pierwszy wypad w Tatry. Na początek czekała na nas Rusinowa Polana.
Wycieczkę w góry zaczęliśmy od spaceru na plac przy Krupówkach, skąd kierowcy busami zabierają turystów w różne miejsca. My weszliśmy do busa, który jechał do Palenicy Białczańskiej. Gdy zebrała się odpowiednia ilość osób, a na to nie trzeba długo czekać. Przyszedł kierowca i od razu powiedział, że maseczek nie trzeba zakładać. Powie, kiedy trzeba będzie założyć, bo może być kontrola. My jednak woleliśmy zachować ostrożność i jechaliśmy w maseczkach.
Z busa wyszliśmy przy parkingu, który znajduje się zaraz po minięciu ronda na Bukowinę Tatrzańską. Stąd po wykupieniu biletów wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Rusinowej Polany. Tutaj też trafiliśmy na kolejne mało odpowiedzialne zachowanie rodziców, którzy na całą rodzinę kupili pół litra wody, a zapowiadał się upalny dzień.
Droga zielonym szlakiem była przyjemnym spacerem, choć trwała niecałą godzinę. Tego czasu się nie odczuło, więc to był dobry wybór na rozpoczęcie urlopu. Wcześniej zaczynaliśmy urlop w Zakopanem od spaceru przez Dolinę za Bramką.
Po dojściu do Rusinowej Polany ukazały się widoki trochę jak z Alp Szwajcarski. Niesamowity widok. Zabrakło tylko jeziora. Oczywiście turystów dużo, więc ciężko by było odpocząć w tak klimatycznym miejscu. Chyba że o świcie.
Szybko z Rusinowej Polany ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem w stronę Gęsiej Szyi. Tutaj od razu zaczęło się bardziej wymagające podejście, które rozruszało mięśnie w naszych nogach. Wolę wspinać się po skałach, niż wchodzić takim wejściem.
Kilkadziesiąt minut później doszliśmy do Gęsiej Szyi, która była oblegana jak Giewont. Ciężko było przejść, już nie mówiąc o zrobieniu, jakiegoś zdjęcia. To miejsce było chyba ostatnim punktem wypadowym, ponieważ większość osób zawracała do Rusinowej Polany. My jednak poszliśmy w stronę polany o nazwie Rówień Waksmundzka.
W drodze na Rówień Waksmundzką niestety pogoda się popsuła i zaczęło padać. Tym razem delikatnie, ale i tak na błocie trzeba było uważać.
Po przejściu przez Rówień Waksmundzką zeszliśmy z zielonego szlaku. Dalej ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Doliny Suchej Wody. Kilkadziesiąt minut później doszliśmy do polany o nazwie Psia Trawka, skąd szlakami czarnym i czerwonym wzdłuż potoku Sucha Woda Gąsienicowa doszliśmy do rozgałęzienia szlaków. Czarny szlak prowadził dalej w stronę Brzezin, my jednak ruszyliśmy czerwonym, aby przedłużyć naszą wędrówkę.
Idąc czerwonym szlakiem, doszliśmy do skrzyżowania z zielonym, gdzie skręciliśmy w lewo, w stronę Polany Kopieniec. Kilka minut później byliśmy już na polanie. Tutaj rozdzieliłem się z żoną. Ona poszła dalej polaną, a ja poleciałem na Wielki Kopieniec. Mieliśmy się spotkać w miejscu, gdzie powinno być zejście z Wielkiego Kopieńca.
Niestety, gdy dotarłem na szczyt, nie zauważyłem zejścia, ani jakiegokolwiek znaku, który wskazywałby drogę. Jedynie widziałem słup ze znakiem wstępu. Stwierdziłem, że pewnie szlak został zamknięty, a informacja w serwisie Mapa Turystyczna jest nieaktualna. Na polanę zszedłem tą samą drogą, którą wchodziłem.
Okazało się, że szlak jest otwarty, tylko ze względu na brak oznaczeń i to, że biegnie za skałami, go nie widać. Zgubny jest również słup ze znakiem zakazu wchodzenia dalej. No cóż, czasem tak bywa, że lepiej zawrócić.
Z Polany Kopieniec ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem w stronę Olczyskiej Polany. Stąd weszliśmy w żółty szlak, który doprowadził nas do Przełęczy Nosalowej. Tutaj już mocniej zaczęło padać, więc nie wchodziliśmy na Nosal, tylko powoli zielonym szlakiem zeszliśmy do Kuźnic, skąd już wystarczyło przedostać się do skoczni i drogą pod reglami do Mraźnicy.
Był to dosyć długi dzień i długa droga. Zobaczyliśmy kolejne niesamowite miejsca w Tatrach i przeszliśmy szlakami, którymi nie mieliśmy okazji jeszcze iść. Nie zabrakło również atrakcji, chociażby na Wielkim Kopieńcu. Niestety tylko pogoda była kapryśna. Rano upał, a później deszcz.
Do pokoju wróciliśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Następny dzień miał być spokojny, więc mogliśmy trochę odpocząć i przygotować się na kolejne, długie wyjście w góry.
Wideo
Spis treści
- Przyjazd do Zakopanego
- Spacer po Zakopanem
- Z Siwej Polany na Jarząbczy Wierch przez Grzesia
- Kolejny spacer po Zakopanem
- Ornak przez Kończysty Wierch
- Lenistwo w Zakopanem
- Spacer na Smreczyński Staw
- Z Zakopanego do Lubomierza
- Z Lubomierza na Gorc przez Turbacz
- Ze Szczawy Berkówki na Mogielicę
- Powrót do domu
Inne wyjazdy
Drogi czytelniku, jeżeli interesują Cię opisy pozostałych naszych wyjazdów, zarówno tych krótkich, jak i długich, zachęcam do lektury strony Podróże.